Chodź ze mną na spacer po Kazimierzu!

Krakowski Kazimierz, bo to po nim będziemy się dziś szwendać, jest takim kłębkiem sprzeczności.

Kiedyś osobne średniowieczne miasto, żydowska enklawa, później krakowskie getto, miejsce zapomniane i zaniedbane, teraz znów tętniące życiem, młode duchem, o artystycznej duszy i rozrywkowym charakterze. Nadal bardzo żydowskie, mocno związane z historią, choć wciąż nie do końca ukształtowane. Są tu nadal działające synagogi, galerie z rękodziełem, kręte brukowane uliczki i podobno najlepsze krakowskie bary i kluby.

Zabieram cię dziś na spacer po tym kłębku. Nitka po nitce, krok za krokiem zobaczysz, dlaczego bez odwiedzin Kazimierza, nie możesz opuszczać Krakowa.

Ruszamy!

Jeszcze nigdy nie dotarłam na Kazimierz inaczej niż na piechotę. Zachowajmy więc tą moją mini tradycję także teraz. Jesteśmy na ul. Grodzkiej. Zawsze intrygującej fotograficznie za sprawą zmieniającego ją światła!

Podążamy w kierunku Wawelu, na który tym razem tylko rzucamy okiem, przechodzimy przez skrzyżowanie i… już prawie jesteśmy!

Na Kazimierz prowadzi nas teraz ul. Stradomska. Widzisz tamtą boczną uliczkę, która tworzy trójkątną parcelę? To ul. św. Agnieszki. Za czasów króla Jagiełły pewien jego poddany postawił tu dom z pięknym ogrodem, który otrzymał nazwę Raj. Po pożarze miejsce zostało zniszczone, więc miejscowi szybko przemianowali je na…

Piekło, miałeś rację! A obecnie jest tutaj… sam spójrz, jedna z wielu krakowskich pralnio- kawiarni. Pranie się pierze, a my możemy wypić szybką kawę! Kto by pomyślał!

Na horyzoncie planty na ul. Dietla. To dawne koryto Wisły, a dla mnie najlepsza oznaka, że jestem już blisko Kazimierza! Postój na czerwonym świetle możemy efektywnie wykorzystać. Obróć się za siebie, a ja popilnuję świateł!

Widzisz narożny, czerwony gmach? Kiedyś zwieńczony był iglicą i należał do żydowskiego handlarza win- Ohrensteina i jego żony Róży. Do 1939r. była to największa czynszówka w Krakowie.

Zielone! Ruszamy do rogu ulic Krakowskiej i św. Józefa. Która godzina? Po 11? Idealnie!

Dlaczego chcę pokazać ci tą ulicę właśnie teraz? Bo to zagłębie oryginalnych galerii, sklepów z rękodziełem, starociami i dizajnerskimi drobiazgami! Uwielbiam tu buszować, czasami można znaleźć prawdziwe perełki. Jednak większość lokali jest czynna dopiero od 11.

Spójrz, możesz tu nabyć na przykład oryginalną starą lampę naścienną z jednej z krakowskich uliczek. Są też inspirujące plakaty, ceramika, pocztówki. Dobrze, dobrze, już wychodzę!

Tutaj zaraz powinien być charakterystyczny mural… Może jeszcze kilka kroków? Kolorowa mozaika na rogu kamienicy… O! Jest! To na ul. Nowej!

Murale, murale, murale…

Fotka i idziemy dalej, to dopiero początek murali! Te na Kazimierzu lubię najbardziej. Zobacz na ten, za ul. Estery. Nazwa nawiązuje do biblijnej Estery, jednak ta na muralu nie z nią nic wspólnego. Wiesz kim była Esterka?

Jak podają legendy i podania to jedna z kochanek Kazimierza Wielkiego, o niepospolitej urodzie, żydowskim pochodzeniu i… sekretnej wiedzy medycznej, którą przekazał jej ojciec. Niewykluczone, że to ta postać stoi za decyzją króla o utworzeniu pod Krakowem osobnego miasta- Kazimierza.

Skręćmy w lewo. Tak, uliczka, którą obecnie idziemy naprawdę nazywa się… Kupa, jednak słowo to pochodzi z hebrajskiego i oznacza “fundusz” lub “skarb”.

Teraz spójrz w prawo! Kolejny uliczny mural, tym razem na ul. Izaaka. Niedaleko stąd znajduje się Synagoga Ajzyka- to nieco inna forma imienia Izaak. Niedługo po wybudowaniu bożnicy Ajzyk otrzymał informację, że grupa złodziei planuje na nią napaść i obrabować wnętrze. Nakazał więc ludziom zamknąć bramę miasta i drzwi domostw, a grupie mężczyzn polecił ubrać się w białe szaty. Kiedy po zmroku złodzieje spostrzegli idącą w ich stronę grupę białych postaci, pomyśleli, że są to duchy i szybko uciekli, rezygnując z napadu.

Zaraz ponownie skręcamy w prawo stronę kolejnego malunku. Masz wrażenie, że prowadzę cię labiryntem uliczek, w których łatwo się zgubić? To tylko początkowe wrażenie, za trzecią wizytą poznałam je już na pamięć, choć i tak zdarza mi się trafić w miejsce, w którym jeszcze nie byłam. To cały urok tego miejsca! Zakamarki krakowskiego Kazimierza można odkrywać bez końca!

Mural przed nami powstał w ramach Festiwalu Kultury Żydowskiej. Przedstawia małego chłopca (symbol bezbronnego narodu żydowskiego) w skórze lwa jako odzwierciedlenia wiecznej walki Żydów. Jego autorem jest izraelski artysta- Pil Peled, który do współpracy zaprosił wolontariuszy, przechodniów i uczestników festiwalu.

Mural mieści się przy skwerze Judah ( ul. św. Wawrzyńca). Obecnie miejsce to jest znane jako krakowska strefa najlepszych foodtracków!

Może masz ochotę na mały cymes, jak określa się po żydowsku smakołyk? Frytki belgijskie, lody tajskie albo maczankę krakowską? Zostaw sobie jednak trochę miejsca w żołądku, przed nami jeszcze jeden smakowity punkt!

Ulica Szeroka i jej tajemnice

Teraz czas na najsłynniejsze miejsce Kazimierza- idziemy na ul. Szeroką. Po drodze mijamy kamienicę należącą przez wieki do rodziny Bosaków. Na jednej z jej ścian (aby ją zobaczyć musisz odwrócić się za siebie) znajduje się kolejny ciekawy mural, składający się z mozaiki czarno-białych elementów tworzących jedną całość.

Jesteśmy, słyszysz żydowską muzykę? Dobiega z tamtej restauracji, jest grana na żywo! Jednak zanim pójdziemy w jej kierunku zaprowadzę cię do Synagogi Starej. Można się tam dowiedzieć wielu ciekawych informacji na temat judaizmu i żydowskich obrzędów.

Wiedziałeś na przykład, że każdy miał w synagodze swoje miejsce, które mógł dzierżawić, zapisać jako spadek, a nawet w ostateczności zastawić lub sprzedać? Tylko w części kobiecej panowała ciasnota, bo kobiety przyprowadzały ze sobą liczne towarzyszki w postaci ciotek, znajomych czy sąsiadek. Wystosowano więc specjalne regulacje, pozwalające na przyprowadzenie jedynie córki lub w synowej w okresie jednego roku po ślubie.

krakowski Kazimierz

Ulica Szeroka to rzeczywiście najszersza ulica Krakowa, niegdyś centrum Miasta Żydowskiego. Stara Synagoga jest tylko jedną z kilku mieszczących się przy tej ulicy, jednak niewątpliwie najstarszą. Kilka razy w roku zamienia się w plac, na którym odbywają się Festiwale Kultury Żydowskiej lub koncerty muzyki.

Krakowski Kopciuszek

W podwórku po prawej stronie znajduje się dom rodzinny Heleny Rubinstein, która z ubogiej Żydówki z krakowskiego Kazimierza stała się jedną z najbogatszych kobiet świata i właścicielką marki kremów, które były sprzedawane od Melbourne aż po Nowy Jork!

Młoda Helena, aby uniknąć ślubu ze starszym od niej wdowcem uciekła do Australii. Matka przed wyjazdem włożyła jej do torby 12 opakowań kremu tutejszej receptury. Dziewczyna chcąc utrzymać się w nowym miejscu na drugim końcu świata pokazała kosmetyk Australijkom, a te oszalały na jego punkcie. Helena opracowała autorską recepturę wzorowaną na krakowskim kremie. Z roku na rok jej fortuna rosła, kremy zostały transportowane do Europy i Ameryki. Sama Helena przeniosła się z czasem do Nowego Jorku, gdzie podobno sam Salvador Dali malował jej apartament, a prezydent Roosevelt przychodził z wizytą i gratulował sukcesu. Jako jedyna zarobiła na wielkim kryzysie w 1929r. aż 6 milionów dolarów. Jak? Czując zbliżający się krach na giełdzie, ku zaskoczeniu otoczenia sprzedała swoje wszystkie akcje za 8 mln $, odkupując je po kryzysie za “zaledwie” 2 mln $.

“Nie ma kobiet brzydkich. Są tylko leniwe”- Helena Rubinstein

Obecnie jej firma należy do dużych koncernów kosmetycznych. Helena nigdy nie powróciła na Kazimierz.

Idziemy w stronę ulicy Miodowej. Widzisz te szyldy po prawej? Są stylizowane na stare, aby przechodnie mogli nieco przenieść się w czasie do czasów, kiedy krakowski Kazimierz zamieszkiwała społeczność żydowska, a na każdej ulicy mieściły się zakłady rzemieślnicze i mini przedsiębiorstwa.

I choć po II wojnie światowej nie pozostał tu prawie nikt, dzielnica pogrążyła się w zapomnieniu, a przesiedleni nowi mieszkańcy z kryminalną przeszłością nie okazywali szacunku dla żydowskich pozostałości, Żydzi tu powracają, a duch ich kultury jest odczuwalny na Kazimierzu coraz bardziej.

Na przykład na ul. Miodowej kilka lat temu powstało Centrum Społeczności Żydowskiej, a niedawno nawet przedszkole dla żydowskich dzieci, które powróciły na Kazimierz wraz z rodzicami.

Przed nami Synagoga Tempel. Zasady w niej praktykowane były kontrowersyjne i nowatorskie, czym gorszyły ortodoksyjnych członków żydowskiej społeczności modlących się w tradycyjnej Synagodze Remuh.

Mamy jeszcze chwilkę, więc zajrzyjmy do galerii Lue Lue. Można tu kupić retro pocztówki z Krakowa, torby z ciekawymi napisami, plakaty i wiele innych pobudzających kreatywność rzeczy! Kontroluj czas, bo ja mogę tu przepuścić go zbyt wiele!

Sława Remuh i przepowiednia klątwy

W międzyczasie opowiem ci historię synagogi Remuh, a właściwie jej założyciela. Już za życia stał się on bardzo sławną i szanowaną osobistością. Analizował Talmud, interpretował dzieła największych filozofów i głosił przemówienia, których słuchały dziesiątki osób. Kiedy umarł, pochowano go na cmentarzu na tyłach synagogi. Od tamtego czasu krążyła pogłoska, że kto naruszy nagrobek będzie przeklęty i zginie tragicznie.

Stop! Pochyl się i zerknij przez tą kratę. To właśnie ten cmentarz. Tam za krzakiem. Widzisz? Ten grób nadal tu jest, nienaruszony. Nawet Niemcy w czasie wojny nie odważyli się go niszczyć, w przeciwieństwie do pozostałych nagrobków.

Teraz przybywają tu Żydzi z całego świata, bo sława Remuh nadal trwa. Wierni zostawiają pod kamieniem karteczki z intencjami i prośbami o wstawiennictwo.

Chyba oboje zgłodnieliśmy, prawda? Zapraszam cię więc na zapiekankę! Ale nie byle jaką, odmrażaną i odgrzewaną.

Miejsce, do którego teraz idziemy- Okrąglak (dawniej rytualna rzeźnia) słynie z zapiekanek, które można tu kupić w kilkunastu stoiskach i przeróżnych kombinacjach smakowych! Ze szpinakiem, rukolą, świeżymi pomidorami, a może fetą? Każda z nich jest duża, sycąca i po prostu pyszna! A do tego w cenie ok. 10 zł.

dav

To jednak nie ostatni punkt spaceru. Plątaniną uliczek dotrzemy do mostu, a właściwie Kładki Ojca Bernatka. To mój ulubiony most w Krakowie. Poruszające się na wietrze postaci akrobatów robiących w powietrzu skomplikowane figury nie jednego mogą przyprawić o zawrót głowy i myśl: “Wariaci, przecież zaraz wpadną do Wisły!”

W czasach holokaustu

Na ul. Piwnej pojawi się niedługo budynek ze śladami po kulach z czasów II wojny światowej. To początek przygnębiającej historii, zaraz dotrzemy na teren dawnego getta. Na Placu Bohaterów Getta zbierano ludzi przed wysiedleniem lub wywózką do obozów. Dwa razy doszło tu do roztrzelania kilkudziesięciu osób. Przy placu mieściła się Apteka Pod Orłem- obecnie muzeum. Pracował w niej jedyny nie żydowski Polak na terenie getta. Oprócz swojej funkcji, apteka była miejscem konspiracyjnym, w którym przekazywano informacje, cenne przedmioty i żywność.

Jeśli chcesz zobaczyć jeszcze jeden oryginalny mural, musimy teraz odbić na ul. Józefińską. Tam znajduje się malunek Ding Dong Dumb. Ma on przesłanie antyklerykalne, czym od razu wzbudził wiele kontrowersji. Olbrzymi, żółty megafon to symbol głosu papieża, za którym idzie bezrefleksyjny tłum. O dziwo, autor muralu pochodzi z Włoch. Mural jednak gwałtownie płowieje, więc musisz się dobrze przyjrzeć, żeby dostrzec szczegóły.

Ostatni punkt naszej wędrówki- pozostałości murów getta. To tu pewien mężczyzna w czasie wywózki nakazał swojemu kilkuletniemu synkowi uciekać w stronę miasta. Była noc, ale chłopiec dobrze znał sieć uliczek, bo niejednokrotnie opuszczał getto w poszukiwaniu jedzenia i nawiązania kontaktów z miejscową ludnością. Znalazł schronienie u polskiej rodziny, ta jednak nie mogła go zatrzymać na skutek niemieckich gróźb. Dziecko trafiło na wieś, gdzie spędziło kilka kolejnych lat. Po wojnie chłopak wrócił do Krakowa. Odnalazł ojca, który zmienił nazwisko na polskie. Od teraz nazywał się… Polański. Tak, to historia naszego reżysera. Jednego z bardzo niewielu ludzi, którym udało się ocaleć…

I jak? Nogi bolą? Mam nadzieję, że dopiero zaczną, jak tylko w realu udasz się na Kazimierz! Polecam ci serdecznie, bo to naprawdę świetne miejsce nie tylko do włóczęgi, ale także poznania kawałka historii i inspirujących postaci!

P.S.

Na koniec jeszcze jedna miejscówka, którą niezmiernie polecam! Nie mieści się co prawda na Kazimierzu, ale nie przewiduję na razie więcej krakowskich wpisów, a tego miejsca pominąć nie mogłam!

To kawiarnia Lisboa na ul. Dolnych Młynów 3, gdzie codziennie wypikane są pyszne Pasteis de Nata i serwowana jest prawdziwa portugalska kawa! Jednak rzeczą, która najbardziej urzeka mnie w pomyśle jest pasja i upór właścicielki włożony w stworzenie tego miejsca. Odbyła ona samotną, rowerową w dodatku <3, podróż po Portugalii z zamiarem poznania receptury na te tradycyjne tartaletki. Lokal w Krakowie znajdował się początkowo w ruinie, przeszedł gruntowny remont, aby teraz mieścić z ledwością wielu gości, którzy przybywają tu po ten kawałek lizbońskiego słońca! Cudowne miejsce i piękna historia- odwiedźcie koniecznie!

dav