Wspomnienia z Chorwacji,cz. I- o wiatrach bora, odkrywczych spacerach po Senju i zasłuchaniu w sobie na molo o poranku
“Jest czwarta rano. Suniemy austriacką autostradą równą jak stół w stronę Chorwacji. Co jakiś czas z ciemności wyłania się kolejny samochód, tir, kamper… Tak jakby cały świat sobie spał, a my niczym strażnicy nocy pozdrawiali nawzajem tę austriacką ciemność, rozjeżdżając się w nieznane sobie kierunki… Jaki jest nasz cel? Chorwacja, na razie zupełnie obca, nieokreślona, czekająca na odkrycie…”
Jeśli czytaliście posty dotyczące wypadów w Polskę, wiecie już, że rzadko jakakolwiek pogoda jest w stanie zatrzymać mnie w podróży. Przemierzałam już Karkonosze w deszczu ze śniegiem w środku trasy narciarskiej, zmagałam się z upałem w Bieszczadach, całodniową ulewą na Podlasiu czy przeszywającym zimnem na Mazurach. Dlaczego więc miałabym zrezygnować z obserwacji topiącego się w Adriatyku słońca tylko dlatego, że wieją wiatry bora, które o mało nie zwiały mi do wody aparatu… i mnie przy okazji też? Wieczorem wybrałam się więc do portu na jeden z moich ulubionych spektakli natury. I wiecie co jest najlepsze? To, że wtedy prawdopodobnie było mi koszmarnie zimno, wiatr rozwiewał moje włosy we wszystkich kierunkach, ale teraz, pisząc tego posta i wspominając tamtą chwilę pamiętam tylko złociste kamienice Senj i łunę słońca odbijającą się w wodzie…
No! Jednak mnie nie zwiało! |
Kiedy rybacka osada zamienia się w imprezową metropolię…
Język chorwacki jest naprawdę nieprzewidywalny. Szyldy i nazwy barów także. Podążając na kolację można na przykład trafić na bar o niezwykle zachęcającej nazwie “Zgon”. I od razu czujesz, że jesteś mniej głodny :P.
Senj to pajęczyna wąskich, wybrukowanych uliczek rozpięta między strzelistymi, starymi kamienicami. Na początku wszystkie wydają się takie same, ale po jakimś czasie uczysz się charakterystycznych punktów: turkusowych drzwi, placu kościelnego, łuku, za którym znajduje się warzywniak. Każdego dnia odkrywasz coś nowego. Czasami coś za dnia wydaje się być zwykłym skwerem z fontanną i… czarnym kotem. Wieczorem zamienia się w idealną oazę ciszy od zgiełku karnawału.
Dla niektórych Senj może wydawać się jedną wielką ruiną z odpadającymi tynkami. A ja tą odrapaną, naznaczoną czasem rzeczywistość bardzo polubiłam. Szczególnie inspirująco wpływała na mnie kamienica na przeciwko kościoła. Niektóre uliczki były niczym kadry z powojennych filmów.
Każdego wieczoru jadaliśmy kolację w małej, chorwackiej knajpce. Nad naszym stołem zwieszały się gałęzie wawrzynu. Przed samym wyjazdem urwałam z niego kilka laurowych liści, które teraz dodają aromatu polskim potrawom. Takie pamiątki z podróży lubię najbardziej.
Budynek muzeum |
Nie należę do rannych ptaszków, a poprzedniej nocy położyłam się spać dopiero po drugiej. Koc był przyjemnie ciepły, dookoła panowała idealna cisza, kiedy nagle, nie wiedzieć czemu, obudziłam się wypoczęta o 6 rano. Wpadłam na szalony, jak na tamto położenie pomysł, żeby przed wyjazdem pójść choć raz na molo o poranku. Zobaczyć Senj w innym wcieleniu, pospacerować w ciszy, bez popołudniowego tłumu i gwaru.
Ale jak? Pójść tak sama, rano, kiedy w miasteczku pustki? Powiedzieć komuś czy nie, a jak coś się stanie? Tu jest bezpieczny kocyk, możliwość pospania jednej godziny dłużej. Zamknęłam oczy, ale nie potrafiłam zasnąć. Wstałam, ubrałam się w pierwsze lepsze ubrania, zabrałam ze sobą tylko telefon, czego teraz bardzo żałuję i wyślizgnęłam się z pokoju.
Było słonecznie i rześko. Szłam pustymi ulicami. Dopiero nad morzem spotkałam kilkoro ludzi. Udałam się na sam koniec molo i usiadłam za betonowym słupem do przywiązywania łodzi. Taka mała rzecz, nic nieznaczący epizod, krótki spacer. A jednak poczułam się wtedy taka szczęśliwa i pełna energii, że wyszłam poza strefę komfortu, zrobiłam coś innego, niespodziewanego, zaskoczyłam samą siebie. I wreszcie miałam czas, żeby zasłuchać się w sobie, zrobić mały rozrachunek z własną duszą. Brzmi górnolotnie? Na pewno jest bardzo potrzebne każdemu z nas, bo to właśnie w takich małych, samotnych chwilach, uświadamiasz sobie po co żyjesz i co jest dla ciebie naprawdę ważne.
Dlaczego wybrałam akurat molo? Sama nie wiem. Może dlatego, że przychodziłam tam prawie każdego wieczoru, a może przez tą przyjemną, chłodną bryzę albo widok na niezamieszkałą część Kryku. Jeśli odwiedzicie kiedyś Senj, koniecznie się na tamto molo udajcie :).
Kiedy wracałam z powrotem do mojej “strefy komfortu”, a właściwie dmuchanego materaca i rozkopanej na wszystkie możliwe sposoby walizki, poczułam się jakbym była w zupełnie innym miejscu. Na ulicach nie było wcale turystów, tylko dostawca piekarni wynosił z auta kolejny kosz chleba, starsi Chorwaci czytali poranne gazety, wymieniając się spostrzeżeniami przed warzywniakiem. Skręciłam w boczną uliczkę, potem w następną i kolejną. Myślałam, że w Senju zwiedziłam już każdy zakamarek, a jednak się myliłam. Znalazłam się w tej wąskiej uliczce po raz pierwszy. Przede mną szły dwie Chorwatki w podeszłym wieku. Trzymały się pod rękę, niosąc drobne zakupy. Po pewnym czasie usłyszały moje kroki i odwróciły się. Wymieniłyśmy przyjazne spojrzenia. Na głównym placu Pan ze sklepu z rękodziełem jak co dzień wystawiał swój towar. I jak co dzień rano pozdrowił mnie radosnym “Dobar dan”. Nagle byłam częścią tej małej społeczności i było to wyjątkowe uczucie. Za takie chwile kocham podróże, dla takich poranków mogę wstawać nawet przed świtem :).
Sklep z rękodziełem przy placu głównym |