Ludzie w podróży- Nowy Jork

– A co do tej pory zobaczyłaś w Nowym Jorku?

– Naprawdę chcesz słuchać tej całej listy, tu jest tak mnóstwo ciekawych miejsc!!!

– O tak! Nowy Jork to jest wszystko!

Mijał mój ostatni wieczór w Wielkim Jabłku, wagony pękały w szwach, a właściwie w stalowych ścianach. Wracałam metrem z Dolnego Manhattanu, zastanawiając dlaczego nikt z jadących obok mnie ludzi ze sobą nie rozmawia, choć ich zagęszczenie przekracza to w puszce z sardynkami…

Musiałam kontrolować stacje, żeby wysiąść na Times Square i przesiąść się do innej linii, jednak z pozycji siedzącej sardynki nie widziałam kompletnie nic. Wyjrzałam z trudem przez skrawek niezasłoniętej szyby i… tak zaczęła się zupełnie przypadkowa pogawędka, której fragment zamieściłam powyżej.

Tym sposobem okazało się, że ludzie w metrze, nawet ci zupełnie nieznajomi i różni (mój rozmówca był eleganckim Afroamerykaninem ubranym w popielaty garnitur i niebieski krawat, i nie wiem jakim cudem nie było po nim widać cienia przegrzania, w przeciwieństwie do czerwonej od gorąca mnie w całkowicie letnich ubraniach…) jednak ze sobą gadają.

Co więcej, takie przypadkowe rozmowy są do siebie bardzo podobne, choć potrafią też zaskoczyć! Dzięki nim poznałam na ulicy/statku/metrze ludzi z polskimi korzeniami! Polska krew płynie wszędzie!

Szukając domu Holly Golightly (“Śniadanie u Tiffaniego) zapytałam małżeństwo z dziećmi o oznaczenie budynku. Kobieta o urodzie Latynoski po minucie rozmowy i wskazaniu adresu powiedziała, że jej babcia była Polką.

Na statku spotkałam przypadkiem przesympatyczną Panią Agnieszkę, która w pojedynkę odkrywała Nowy Jork. Od razu pochłonęła nas rozmowa, tyle że… pomiędzy nami siedział Amerykanin, który nie rozumiał nic z naszej polskiej pogawędki, więc włączył się w rozmowę po angielsku. Tak dowiedziałam się, że jego ojciec był Polakiem i pochodził z okolic Dąbrowy Górniczej.

Po prostu “awesome”!

A jak wyglądał schemat samej rozmowy ze statystycznym nowojorczykiem?

Typowy zestaw pytań to: “Jak masz na imię i skąd jesteś?”. I za każdym razem padało: Poland! Awesome! Za pierwszym razem pomyślałam, to super, że mój kraj kojarzy się komuś wspaniale.

Za dziesiątym miałam niecny pomysł wyciągnięcia mapy Europy i prośby wskazania na niej Polski.

Nie zrozumcie mnie źle, wrodzony entuzjazm Amerykanów jest naprawdę sympatyczny. Od razu jest ci przyjemniej, nowojorczycy są bardzo uprzejmi, nigdy nie odmówią pomocy, ludzie na ulicy częściej się uśmiechają, co nie wyklucza faktu, że czasami pewne zachowania są sztuczne i automatyczne.

Ale zastanówmy się: wolimy zawsze sympatycznych i mających dobre intencje ludzi, którzy czasami coś wyolbrzymią lub naciągną czy ponurych sztywniaków, do których strach się odezwać?

24/7

Przyjeżdżamy do naszego tymczasowego mieszkanka na Queensie. Na zegarze dochodzi 22. Podchodzę do czajnika, żeby włączyć wodę na herbatę. Nie działa. Ok, napiję się lemoniady z lodówki, ale… lodówka też nie działa…

Co robić? Nasza hostka, choć bardzo przyjacielska i komunikatywna wyjechała na tydzień do Pragi, w której teraz panuje środek nocy. Mam tylko awaryjny numer do jej męża, mieszka niby na górze, ale jeszcze go nie widziałam.

Piszę smsa. Potem drugiego. Uczucie niezręczności rośnie, bo już po 22, ale w lodówce mamy wędliny z Greenpointu od kilku dni, działająca lodówka jest niezbędna.

Nagle słyszę na schodach kroki i szczekanie psa. Idą na spacer. Zagaduję właściciela. O dziwo, nie tylko odkłada smycz, ale wchodzi do nas i z przejęciem ogląda czajnik. Nie działa. Lodówka również. Sprawdza korki. Niby ok, ale sprzęty nadal nic. Dzwoni. Jest już prawie 22.30…

– Będziecie teraz w domu? Zaraz tu ktoś przyjedzie i wam to naprawi.

– Będziemy, ale jest już późno. Nie chcemy robić kłopotu, może jutro rano będzie lepiej?

– To żaden problem, wszystko jest ok!

W Nowym Jorku, tak jak pewnie w całych Stanach, mało europejskich problemów rzeczywiście oznacza problemy.

Swoboda plus szacunek

Piknik możesz zrobić wszędzie. Każdy skrawek trawy jest wystarczający do rozłożenia koca i chwili oddechu.

Możesz w sierpniu nosić kozaki za kolana albo być przebranym tekturowe pudełko, jeśli twoje ciało dobrze czuje się w kartonie.

Jeśli chcesz tańcz na ulicy makarenę albo śpiewaj do muzyki ulicznych grajków.

Zrób zakupy o 3 w nocy albo odwiedź miejską pralnię po północy.

W Nowym Jorku lista zakazanych rzeczy podlegającym groźnym regulacjom jest chyba naprawdę krótka.

A pomimo to, to miasto jakoś funkcjonuje. Nie byłam świadkiem żadnego wypadku komunikacyjnego, choć wszyscy przechodzą na czerwonym jak na zielonym. Nie zostałam popchnięta w metrze, choć jeżdżą nim tysiące osób dziennie. Trawniki wcale nie są pokryte warstwą śmieci, butelek i plastikowych talerzyków, nawet jeśli popołudniami piknikuje tam mnóstwo rodzin i grup przyjaciół.

Mam wrażenie, że tam dobrze widać prawidłowość, że danie komuś dużej wolności, nie wyklucza braku szacunku do wspólnej własności, dobra.

Nowy Jork

Gdy porwie cię metro…

Jeśli kiedykolwiek znajdziecie się w Nowym Jorku i nie będziecie wiedzieli od czego zacząć zwiedzanie i jak się odnaleźć w tym wielkim mieście, wsiądźcie do metra.

To jest przeżycie samo w sobie. W dodatku jedno z tańszych.

Statystyczny człowiek jadący metrem ma słuchawki w uszach, patrzy się uważnie w ekran swojego smartphona, trzymając w ręku kubek mrożonej kawy. Jest zawsze uprzejmy dla innych, potrafi mknąć po schodach tunelu z prędkością światła i nawet nie patrząc na stacje, zawsze wie kiedy wysiąść. Na tym w zasadzie kończą się cechy wspólne i to jest w tym wszystkim najlepsze!

Nagle dostrzegasz, że w jednym wagoniku długaśnego metra starasz się trzymać równowagę razem z ludźmi o przeróżnych kolorach skóry, z różnych zakątków świata, wyznających odmienne religie, mówiących innymi językami, reprezentujących zupełnie przeciwstawne style ubioru i uczesania. Czasami totalnie oryginalne, odjechane, wymyślne, jak z innej planety.

Obok siebie siedzą Japonki ubrane w bardzo strojne i bogato zdobione sukienki i buty, Afroamerykanki z milionem warkoczyków na głowie we wszystkich kolorach tęczy, Amerykanki tropiące najnowsze, nawet najbardziej ryzykowne trendy, Hinduski we wzorzystych sari i wiecznie zagadane Latynoski.

A to nadal ten sam wagonik metra sunący pod chodnikami Nowego Jorku.

To cały świat w pigułce, w jednym z najlepszych możliwych wydań. Dlaczego? Bo choć ci ludzie są tak różni, potrafią się nawzajem szanować. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś się na kogoś krzywo spojrzał albo gapił przez minutę jakby zobaczył kosmitę (choć ludzie w przebraniach kosmitów też się na stacjach znajdowali, a nawet grali na instrumentach i śpiewali).

A tak, odbiegając od tematu, choć nadal pozostając z metrze. Jego pasażerowie opanowali w nim najróżniejsze umiejętności, na przykład robienie makijażu:

“Afroamerykanka czyta mitologię grecką i najwyraźniej świetnie się bawi”

To obrazek, który chyba jest najlepszym dowodem na to, że różne kultury nie tylko żyją obok siebie w postaci różnych ich przedstawicieli, ale się nawzajem przenikają.

Nowy Jork daje ludziom mnóstwo wolności i swobody na to, aby obcowali z czymś innym czy nowym, ale pozwala także zachować swoją odrębność i tożsamość.

Znajdziecie tutaj Koreatown, kilka Chinatown, polski Greenpoint, Little Italy, Little India, Harlem i pewnie wiele, wiele innych dzielnic- krajów, gdzie zupełnie zapomnicie, że nadal jesteście w Ameryce.

Szczególnie czuć to w Chinatown na Manhattanie, gdzie na targu wyskoczą na was żywe kraby, a na ulicach spotkacie tylko Chińczyków albo na Harlemie, kiedy w kościele widzi się rozśpiewane i roztańczone społeczności Afroamerykanów.

Dla wszystkich jest tu miejsce. Miałam wrażenie, że poczucie bycia mieszkańcem Nowego Jorku stoi na pierwszym miejscu i daje poczucie jedności. Na drugiej pozycji są dopiero pozostałe różnice.

Pomocy!

A to nie wiedziałam, gdzie schodzi się do odpowiedniego tunelu metra, to znowu był weekend i nasze metro nie jechało wcale albo stacja była w remoncie, a informacji o tym próżno szukać…

Ludzie. Pomocni do granic możliwości. Naprawdę. Pomimo, że zawsze zabiegani, to nie było osoby, która odmówiłaby pomocy. Raz jedna dziewczyna odprowadziła mnie do samego wejścia do metra, choć szła w innym kierunku.

Innym razem jechałam metrem na stację, która była zamknięta i za późno się zorientowałam. Pewna Latynoska widząc, że nie ogarniam całej sytuacji wysiadła ze mną na tej stacji (a przecież wiedziała, że będzie musiała czekać na następne metro dobre kilkanaście minut), wszystko mi na spokojnie wytłumaczyła, pokazała na mapie, zapytała ze trzy razy czy na pewno wiem, jak dojechać dalej i jeszcze się szeroko uśmiechnęła na pożegnanie.

Czy w Polsce to by przeszło? Jak uważacie? Wysiedlibyście z kimś na jakiejś stacji, z której prawie nic nie jeździ, żeby wytłumaczyć mu jego drogę?

Wracając późnym wieczorem w sobotę nie wiedziałam, że moje metro w weekendy nie jeździ przez stację, na której zawsze wysiadałam. Wszyscy ludzie szybko wybiegli z wagonów w stronę schodów, a ja… Zanim zdążyłam cokolwiek pomyśleć, usłyszałam za sobą głos: “Chodź za mną, trzeba wziąć autobus, gdzie dokładnie jedziecie?”

Naszym wybawcą okazała się jasnowłosa Amerykanka o przepięknym akcencie. Wyszło na to, że sama do końca nie wiedziała, gdzie jest przystanek, ale jechałyśmy w tym samym kierunku, więc postanowiła pomóc pomimo tego.

Rozmawiałyśmy przez całą drogę. A potem pomachałyśmy sobie na pożegnanie jak dobre znajome.

Podobne sytuacje zdarzały się prawie codziennie.

Ciemna strona Nowego Jorku

Nie mam tu na myśli spraw bezpieczeństwa, potencjalnych zagrożeń czy poziomu przestępczości. Zachowując zdrowy rozsądek, czułam się tam cały czas naprawdę bezpiecznie.

Opiszę wam za to pewien kadr.

Tunel metra pod Times Square. Jednej z najbardziej zatłoczonych, dużych, chaotycznych i szalonych stacji. Makabryczny skwar, brak przepływu powietrza, światła dziennego, nieustanne strumienie ludzi i ciągły hałas nadjeżdżających lub przybywających wagonów. Do tego dopływający z góry, dołu i poziomu na którym rozgrywa się akcja, bo tunele rozmieszczone są jeden na drugim.

I tam, pod schodami jest małe, zagracone stoisko z przekąskami, napojami i świeżą prasą. Sprzedaje tam Hindus koło pięćdziesiątki. Nie zajmuje się niczym innym jak tylko układaniem swoich towarów i nawiązywaniem kontaktu wzrokowego z ludźmi. Większość go ignoruje, jak już wspomniałam, ludziom wystarczy smartphone i kubek mrożonej kawy. Niektórzy jednak wymienią spojrzenie. Panu zapalają się oczy, twarz nabiera entuzjazmu, energii. Jakiś przechodzień podchodzi do niego i… pyta się o metro, niczego nie kupując. Pan uprzejmie odpowiada, wskazuje drogę. A potem momentalnie smutnieje i znów zaczyna przekładać jakieś pudełeczka na ladzie.

I tak siedem dni w tygodniu. A może już pół życia?

To jest tylko jakiś mały elemencik wielkiej całości. Tej mniej kolorowej, pozytywnej, bezproblemowej. Nowy Jork przyjmuje każdego z otwartymi ramionami, wrodzoną tolerancją, o której u nas możemy pomarzyć, ale nie jest w stanie każdemu zapewnić godnego bytu. I to widać.

W metrze jest pełno reklam, gdzie szukać pracy, poprawić warunki zatrudnienia lub pomóc potrzebującym albo bezdomnym.

Ostatni kadr, który mnie zaskoczył.

Znowu metro ;). Trzydziestolatek ubrany w markowe, eleganckie ciuchy. Idealna fryzura, lśniące lakierki, skórzana torba. Pałaszuje ciasteczka, które pewnie kosztowały 10 $ sztuka. W jego stronę podąża zaniedbany mężczyzna, który prosi o datki do papierowego kubka po kawie. Podchodzi do trzydziestolatka, a ten uśmiecha się i proponuje mu ciastko.

Tyle na dziś. Ludzie są niezwykle inspirujący i ciekawi, nie sądzicie?

Mam nadzieję, że post o ludziach się wam spodoba. Już niedługo historie z portugalskich ulic i… tramwajów. Tam to w nich dzieją się najlepsze przygody :D!