Szlakiem Otwartych Okiennic i wszechobecnych (?) żubrów- Białowieża i okolice

Tegoroczna trasa po Podlasiu i Suwalszczyźnie w linii prostej miała długość ok.230 km. Pokonywaliśmy ją krótszymi odcinkami przez 7 dni, odbijając co trochę to w prawo to w lewo. Podczas tego jednego tygodnia odwiedziliśmy mnóstwo pięknych i ciekawych miejsc, o których nigdy wcześniej nie mieliśmy pojęcia lub zaledwie nikłe wyobrażenie. Rekompensatą za ciągłe pakowanie, przemieszczanie i zwiedzanie były widoki, smaki, ludzie, momenty, które z utęsknieniem będziemy wspominać w zimowe wieczory, planując już pewnie… kolejną objazdówkę, bo Polska ma naprawdę dużo do zaoferowania.

 

Dlaczego wybrałam właśnie Podlasie? Co warto tam zobaczyć? Jak wyglądają te znane ze słyszenia lub kompletnie zagubione na mapie Polski miejsca? Co i ile kosztuje, gdzie się znajduje, kiedy odwiedzić najlepiej? I jakie są moje wrażenia po tym intensywnym tygodniu? 

Cykl informacji o Podlasiu i Suwalszczyźnie dzielę na cztery posty- etapy podróży:

 
1. Białowieża i okolice: Hajnówka, Szlak Otwartych Okiennic: Trześcianka, Soce, Puchły
 
2. Białystok i okolice: Tykocin, Choroszcz, Pentowo, , Osowiec
 
3. Pod białoruską granicą: Supraśl, Krynki, Kruszyniany, Ozierany Wielkie, Ozierany Małe
 
4. Augustów, Suwałki, Sejny, Jezioro Wigry
 

+ relacja z wycieczki do Wilna

Nie bylibyśmy sobą, a tradycji odkrywców nie stałoby się za dość, gdybyśmy zmierzając w stronę Hajnówki, nie zobaczyli drogowskazu na Świętą Górę Grabarkę…

-Patrzcie, tu niedaleko jest to święte miejsce dla prawosławnych!
– Co??
– No taka… Jasna Góra prawosławia, jedziemy!

Bo przecież niedaleko, bo warto zobaczyć, bo jak już TU jesteśmy… 

Nie wiem czemu, ale zawsze to “TU” tak do nas przemawia, że pomimo napiętego grafiku i długiej listy miejsc do zobaczenia, nie możemy sobie odmówić tych paru kilometrów, widoków, chwil w nowym miejscu. I chyba o to chodzi w podróży, żeby mieć czas na wszystko: i to co w planie i to poza nim.

Słońce przypieka aż miło, a my wspinamy się do drewnianej Cerkwi Przemienienia Pańskiego. Powstała tu w XVIIIw. w podzięce Bogu za cud  uzdrowienia kilku tysięcy tutejszej ludności ze strasznej zarazy, która nawiedziła okolice Grabarki. Po drodze mijamy krzyże, chyba nie przesadzę dodając, setki krzyży. Małych, większych, drewnianych, kolorowych, starych i nowych. Bo każdy pielgrzym przynosi na górę swój krzyż- ten fizyczny i duchowy. Zostawia tu troski, prośby, zmartwienia, licząc na łaskę i pomoc. Główne uroczystości mają tu miejsce 18 i 19 sierpnia. Wtedy jest tu tłoczno, teraz mijamy tylko jedną zakonnicę (znajduje się tu klasztor Śww. Marty i Marii) oraz kilku turystów. Wnętrze świątyni można zobaczyć nieodpłatnie. W środku panuje cisza i półmrok, w powietrzu unosi zapach świeżego drewna, bo cerkiew doszczętnie spłonęła w 1990 roku, a obecna to wierna rekonstrukcja.

U podnóża góry znajduje się źródełko, podobno to samo, które kiedyś uzdrowiło mieszkańców tutejszych wsi. Do dzisiaj cieszy się sławą, aż do pompy ciężko się dostać. Zabieram jednak parę kropel i obieram kierunek na Hajnówkę.

 

 

W Hajnówce naszym zamiarem jest zobaczenie Soboru św. Trójcy, który jak głoszą wszelkie przewodniki jest dumą miasta i jego mieszkańców. Zobaczyłam, odwiedziłam i… chyba muszę przyznać, że wolę klimat małych, drewnianych cerkwi, ukrytych w równie niepozornych wioskach. A może po prostu nie jestem zwolenniczką architektury sakralnej z lat 80-tych? W każdym razie kształt i wygląd wnętrza soboru jest ciekawy i warty zobaczenia. 

Co jeszcze w Hajnówce? Jeśli chcecie poczuć klimat Podlasia, to chyba nie trafiliście dobrze, aczkolwiek jako baza na większe zakupy i mniej popularne usługi jest dobrym miejscem. Polecam też kawiarnio-cukiernię “MaliNową”, która poratowała nas w upalny, pierwszy dzień.


Z Hajnówki do Białowieży prowadzi droga przez serce Puszczy Białowieskiej. Czas płynie szybko, kiedy obie z kuzynką przyklejone do bocznych szyb wypatrujemy żubrów. Niestety w sezonie letnim i w dodatku popołudniowych godzinach trudno je spotkać. Mamy jednak nadzieję, że choć jeden z ponad 500 białowieskich żubrów będzie mniej skryty… 

Sama Białowieża to ok. trzytysięczna miejscowość, która zaludnia się bardziej w sezonie wakacyjnym. W pozostałych porach roku częściej niż na turystów można natknąć się na pasące się na łące żubry czy łosie. To idealna pora na obserwację dzikich zwierząt bez oddalania się od zabudowań.

Co roku w pierwszą sobotę lipca odbywa się tu “Festiwal Kupały”, na który niespodziewanie się załapaliśmy. I choć wtedy Białowieża zamienia się w jeden wielki jarmark i grill, Park Pałacowy nadal zachwyca swoim urokiem. 

 

 

Kompleks został założony na przełomie XIX i XXw. jako letnia rezydencja carów Rosji. Najstarszym zachowanym do dziś budynkiem jest niebiesko-szary drewniany dworek, w którym swoją siedzibę ma Ośrodek Edukacji Przyrodniczej BPN.

Kiedyś w dworku znajdowało się kasyno (zdjęcie pochodzi z oryginalnej, 90-letniej pamiątki zachowanej przez mieszkankę Białowieży)

Na początku Białowieży wzrok przyciąga biała, drewniana konstrukcja “Białowieża Pałac”. Otóż szumna nazwa oznacza stację, na którą niegdyś przyjeżdżał car z rodziną. Podobno obecna wersja jest dużo skromniejsza, jednak mi na tle zachodzącego słońca podobała się wystarczająco. Niestety, aby wejść na jej teren należy zapłacić 6zł za bilet wstępu (w cenie plac zabaw).

W tym miejscu nasuwa mi się myśl, której nie mogę ominąć i nie poruszyć. Podróżując po Podlasiu czasami miałam wrażenie, że za każdą atrakcję w małych miejscowościach muszę płacić i to całkiem spore kwoty. Niby kilka złotych tu, a potem jeszcze tam. Niestety podczas objazdówki dzienna suma wychodzi całkiem duża…

Niedaleko pałacu znajduje się prawdziwa stacja lokalnych drezyn napędzanych siłą ludzkich mięśni. Trasa prowadzi do “Restauracji Carskiej”.


Taki widok zakończył nasz pierwszy dzień w krainie żubra. Nieoczekiwanie w nocy nadeszła burza jakiej świat nie widział i… nie słyszał. Rano natomiast z pięknej pogody pozostały strugi obfitego deszczu, który dla odmiany… padał cały następny dzień.

Co robić w Białowieży (kiedy pada deszcz)?

Na początek warto udać się do galerii “Sarenki” przy ul. Waszkiewicza 8. Można tam pooglądać obrazy i inne małe cudeńka, napić się gorącej kawy lub czekolady, posłuchać wschodnich ballad oraz… przeczekać deszcz.


Na terenie Parku Pałacowego znajduje się siedziba BPN, a w niej m.in. interaktywne muzeum, w którym można poznać wszystkie typy lasu występujące na terenie Puszczy Białowieskiej oraz obejrzeć z bliska większość kopytnych i drapieżników. Zwiedzanie trwa ok. godziny.

 

Na przeciwko galerii wznosi się ceglana cerkiew św. Mikołaja. W jej wnętrzu kryje się m.in. ikonostas z japońskiej majoliki i chińskiej porcelany. Jest otwarta dwa razy dziennie w czasie nabożeństw o 9 rano i 17 po południu. W pozostałe godziny zwiedzanie na telefon (jak w większości podlaskich cerkwi).

 

Kilka kilometrów od centrum w kierunku Narewki znajduje się Skansen Białowieża (czynny od 10-18, bilet normalny 6zł, bilet ulgowy 4zł). W 1978 roku pojawił się tu wiatrak koźlak sprowadzony z pobliskiej wsi. Od tamtej pory przybywają oryginalne podlaskie kapliczki, stodoły chaty i spichlerze. Niektóre z nich są już wyposażone wewnątrz.
 
Kiedy orientowałam się, gdzie na Podlasiu stoją jeszcze inne, oryginalne wiatraki i koźlaki, okazało się, że większość z nich uległa zniszczeniu lub spaleniu. Dlatego jeśli tak jak ja macie ochotę na wizytę w takim obiekcie, to skansen jest tym bardziej wart odwiedzenia.
 
Baza gastronomiczna Białowieży nie jest bardzo rozbudowana, ale z pewnością znajdzie się kilka miejsc, w których można spróbować lokalnych dań, oczywiście na bazie dziczyzny i ziemniaków. My wybraliśmy mały bar “Pod dziuplą” z pyszną babką ziemniaczaną z leśnymi grzybkami.

Ulewa w Białowieży nie ma końca. Jak mówią miejscowi, panuje tutaj specyficzny mikroklimat. To puszcza dyktuje warunki i zmiany pogody. Przez cały czerwiec padało tylko nad lasem, teraz przyszedł czas na miasteczko. Tylko dlaczego akurat w jedynym dniu naszego pobytu?? Skwaszone miny może poprawić tylko deser. I to nie byle jaki, bo w samej “Restauracji Carskiej”. Mieści się w zabytkowym dworcu kolejowym “Białowieża Towarowa” i serwuje m.in. tort bezowy lub lody z gorącymi malinami… Obok budynku restauracji stoją na szynach wagony stylizowane na carskie saloniki. Niestety nie można ich zwiedzać, bo… znajdują się w nich apartamenty.

Kolejny dzień… Nie należę do rannych ptaszków, a mimo to budzę się o 4.28… Nasz pokój zwrócony jest akurat na wschód. Przypadek? Jeśli tak, to wyjątkowo szczęśliwy, bo widok jest nieziemski. Niebo nad Białorusią płonie ognistą czerwienią, a fioletowe chmury przypominają dymiące wulkany. To jeden z bardziej magicznych momentów pobytu na Podlasiu.

Nie wyjadę z Białowieży dopóki nie zobaczę ŻYWEGO żubra!
– Ja też!

Gdzie zobaczyć go najłatwiej? 

W Rezerwacie Pokazowym Żubrów. Dojechać tam można kierując się w stronę Hajnówki, ok.3 km za Białowieżą. Rezerwat w sezonie letnim jest czynny codziennie od 9 do 17, wstęp to koszt kilku złotych.

 

Moje żywe żubry
“Jestem towarzyski i lubię się bawić”

 

Łosie zobaczyły nadchodzące śniadanie

Przed wyjazdem do Białowieży wiedziałam tylko, że leży w centrum BPN. Ale jak wygląda zwiedzanie parku? Gdzie można chodzić, a gdzie nie wolno?

Białowieski Park Narodowy stanowi 1/7 Puszczy Białowieskiej. W jego skład wchodzą: Obręb Ochrony Rezerwat (wraz z Parkiem Pałacowym) oraz Ośrodek Ochrony Żubrów (rezerwaty hodowlane i Rezerwat Pokazowy Żubrów).  Na terenie parku wyznaczono kilometry szlaków rowerowych i pieszych oraz ostoje żubrów (“Kosy Most”, “Czoło”), które są dostępne turystom. Do obszaru ochrony ścisłej można wejść tylko z przewodnikiem, np. z biura Turystyki Przyrodniczej “Sóweczka” (siedziba na ul.Kolejowej 1).

Opuszczamy Białowieżę i kierujemy się na północ, dokładnie na Szlak Otwartych Okiennic. Co to takiego?

To trzy miejscowości: Puchły, Soce i Trześcianka, gdzie znajdują się oryginalne, zabytkowe, podlaskie domy z bogato zdobionymi okiennicami. Te najładniejsze znajdziecie w Trześciance. Minusem jest fakt, że wieś ciągnie się przy dość ruchliwej ulicy i ciężko wyjść z auta na spacer i robienie zdjęć. Dodatkowo w miejscowości znajduje się drewniana, soczyście zielona cerkiew, jednak nie nastawiajcie się na jej zwiedzanie od środka…

Cerkiew w Trześciance

Jedziemy zatem do wsi Puchły. Jej nazwa pochodzi od cudownie uleczonych opuchlizn jednego z mieszkańców. Nieopodal lipy, gdzie ukazała się Matka Boża wzniesiono cerkiew w kolorze nieba, chyba najładniejszą jaką udało nam się odwiedzić. 

Malownicze krajobrazy w drodze do Pucheł
 

Ze wsi Puchły prowadzi szutrowa droga przez las. Na poboczu rosną jagody i dzikie poziomki. Robimy więc krótki przystanek na spróbowanie owoców lasu i przemieszczamy się do pobliskich Soców. Wjazdu do wsi strzegą drewniane krzyże, które kiedyś miały bronić mieszkańców przez chorobami i kataklizmami.
– Chcecie zobaczyć tu coś ciekawego?- słyszę pytanie starszej pani, która widząc mnie robiącą zdjęcia drewnianych domów, oderwała się od prac w ogródku.
– A co tu możemy ciekawego zobaczyć?
– Chodźcie za mną, zaprowadzę was!
 
Idziemy więc za naszą nową przewodniczką na pewne podwórko. Za domem znajduje się nowo powstały i dalej rozwijający się skansen. Właściciele prowadzą także agroturystykę z posiłkami przygotowywanymi z produktów własnego gospodarstwa, a teraz postanowili wykorzystać pamiątki rodzinne i udostępnić je zwiedzającym. Bardzo przyjemne miejsce, a do tego nadal mało znane i uczęszczane.

 

Wnętrze skansenu w Socach

 

Ze Szlaku Otwartych Okiennic kierujemy się w dalszą drogę na spotkanie z bocianami, kulturą żydowską, zabytkami Białegostoku i innymi, nieznanymi zakątkami Podlasia, które przedstawię Wam w kolejnym poście.

Do zobaczenia w niedalekiej przyszłości 🙂