Alicante ciekawsze niż myślisz

Ostatnio coraz częściej zauważam, że aby należeć do grona “prawdziwych” obieżyświatów lub móc nazywać się podróżnikiem trzeba spać na karimatach, okrążyć świat dookoła, zabierać w podróż tylko plecak oraz aparat i przemieszczać się w najdalsze oraz najdziwniejsze zakątki naszego globu. Z jednej strony to prawda, bo jadąc do pięciogwiazdkowego hotelu, z podwójnym bagażem, w celu leżenia na basenowym leżaku, to choćby się było na najdalszym krańcu świata, podróżnika to z nas nie czyni… 

Jednak moim zdaniem pasja do podróży nie opiera się tylko na akceptacji gorszych warunków i pokonywaniu kolejnych kilometrów. Chodzi raczej o chęć poznawania tych wszystkich małych i większych światów, zobaczeniu znanych obrazków czy zjawisk na własne oczy, zrozumieniu inności, pokochaniu tego co znajduje się poza naszym podwórkiem. Bo jaki świat duży, taki ciekawy. Dlatego nieważne jest gdzie, ale ważne jak i po co. 

Chcecie poznać Alicante ze mną? Mam nadzieję, że zaskoczy Was równie pozytywnie jak mnie!

I tym filozoficznym nieco wstępem zaczynam post o… Alicante. Dla formalności: jest to ok. 300-tysięczne miasto, położone w regionie Walencji, na wybrzeżu Costa Blanca. Zostało założone przez Rzymian, a jego pierwsza nazwa to “Miasto Światła”. 

Gdybym miała podać miejsce w Hiszpanii, które chciałabym koniecznie odwiedzić, pewnie nie wybrałabym Alicante. Bo cóż ciekawego może być w typowym, nadmorskim kurorcie, które jednocześnie jest dużym, zatłoczonym miastem? Łatwizna dla turystów, nie aspirujących globtroterów :P. Los jednak zesłał inną propozycję podróży, a ja postanowiłam ją jak najlepiej wykorzystać.

Dla ułatwienia czytania podzielę post na kilka wątków:

1. Komunikacja.

Prawie codziennie około południa wychodzę z czteropiętrowego bloku. Idę do końca jednokierunkowej uliczki, mijając sklepy AGD, mały bar i piekarnię. Nade mną trzepocą pasiaste markizy, obecne na każdym balkonie, bo w Alicante lubi być gorąco. Na skrzyżowaniu przechodzę wprost na przystanek. Za nim znajduje się chiński market. Autobus 03 kursuje średnio co kilka minut. Tradycyjne “Ola!” na powitanie i ruszam do centrum miasta. Raz podróżuję w towarzystwie starszej pani w gustownych ubraniach, innym razem obok mnie jedzie młoda, lecz zaniedbana kobieta z dzieckiem, potem dosiadają się trzy, hałaśliwe Hiszpanki: matka, córka i jej córeczka. Najmłodsza ma sukienkę w stylu flamenco. Lubię te codzienne przejażdżki. Można w nich zobaczyć cały wachlarz lokalnego społeczeństwa, każdy następny pasażer jest równie ciekawy. 


Po Alicante kursują głównie autobusy, zazwyczaj punktualne i nowoczesne. Bilety (polecam kartę na 10 przejazdów) można kupić, np. w sklepach z papierosami. Za miastem ciągnie się także linia tramwajowa. Przy rondzie de la Estrella znajduje się dworzec kolejowy- wyjeżdżają stamtąd pociągi, np. do Murcji lub Madrytu. Za miastem mieści się lotnisko, z którego kursuje bezpośredni autobus do centrum. Miasto można też zobaczyć z pokładu TURIBUS. Trasa trwa ok. godziny i zawiera 10 przystanków w najbardziej znanych miejscach Alicante. Koszt przejażdżki to ok. 10 euro za osobę dorosłą i 5 euro za bilet ulgowy.


2.  Miejsca warte odwiedzenia.

Alicante nie posiada wielu zabytków, jednak ten, kto myśli, że będzie się tu nudzić, jest w dużym błędzie. Każdego dnia odwiedzałam inne miejsca, dowiadując się o następnych, które muszę koniecznie zobaczyć.

Castillo de Santa Bárbara


Tak jak w Paryżu Wieża Eiffla, a w Rzymie Koloseum, tak zabytkowa wartownia św. Barbary, górująca nad Alicante od IX to niewątpliwy symbol miasta i największa atrakcja turystyczna. 

Do zamku można dostać się na trzy sposoby: windą kursującą spod plaży (odpłatnie), autem lub pieszo. 

Wartownia wznosi się na kilku poziomach, a widoki… chyba nie muszę nikogo przekonywać, że są po prostu obłędne. 

Skała- Benacantil, na której wznosi się zamek jest często nazywana “Twarzą Maura”, który nie może pogodzić się z tragiczną śmiercią swojej pięknej córki- Cantary. Księżniczka popełniła samobójstwo, mając poślubić wybranka jej ojca, zamiast swojego ukochanego- Alego.

Wewnątrz twierdzy znajdują się wystawy muzealne, kaplica władców w chorągwiami i mała restauracja. Mi najbardziej spodobał się tunel z fotografiami dawnego Alicante. 

 

Dzielnica Santa Cruz


Jest położona u stóp góry, na której wznosi się zamek św. Barbary. Gdyby nie gęsta sieć uliczek na mapie miasta, która mnie zaintrygowała, pewnie bym tam nie zawitała. Na szczęście przekroczyłam granicę kilkunastopiętrowych kamienic głównej i hałaśliwej rambli, przenosząc się do innego świata. Santa Cruz to zupełnie inne oblicze Alicante. Kolorowe kamieniczki z drewnianymi okiennicami i mnóstwem kwiatów w ceramicznych donicach, pastelowe skutery, piaskowe kościoły, malownicze zaułki podpisane kafelkowymi tabliczkami, które lubię najbardziej oraz ciche, prawie puste place i skwery porośnięte palmami. Jednym słowem- warto czasami zboczyć z głównych szlaków i odkryć takie hiszpańskie perełki.


Dzielnicę Santa Cruz warto odwiedzić nie tylko ze względu na walory estetyczne. Na jej terenie znajduje się Muzeum Artystyczne, Ratusz, katedra św. Nicolasa i bazylika św. Marii. 

 

Explanada de España


Główna promenada miasta o długości 500m. Miejsce typowo turystyczne, więc najczęściej tłoczne i głośne, pomimo tego warte zobaczenia, choćby przez wzgląd na ciekawą mozaikę, przypominającą fale oceanu. Między palmami i ławeczkami znajdziecie  wiele restauracji oraz straganów z pamiątkami, a także najdroższe hotele w mieście. 

Puerto Marina

 

Port w Alicante, jeden z najważniejszych w Hiszpanii. Polecam spacer szczególnie w godzinach popołudniowych, kiedy białe jachty aż świecą na tle szafirowego nieba. Symbolem portu jest “piracki statek”, w którym znajduje się restauracja. W pobliżu okrętu codziennie siedzi pewien przyjazny Chińczyk (co do narodowości mogę się mylić), oferując grę na swoim oryginalnym instrumencie. 
Oj brakuje mi tamtych portowych spacerów, brakuje… Słońce, palmy i białe żagle, czy można chcieć czegoś więcej?

 

 

Ogród Palmowy

To park miejski, w którym znajduje się chyba największe skupisko palem w Alicante. Dotrzeć tam można jadąc drogą w kierunku lotniska, wstęp oczywiście darmowy, jak na park miejski przystało, ale atmosfera niczym w egzotycznych ogrodach. Wycieczka do ogrodu palmowego zrekopensowała zwiedzanie ogrodów w Elche, które podobno nie zachwycają.

 

Mercado Central



Od kiedy tylko pojawiła się wizja wyjazdu do Hiszpanii, bardzo chciałam odwiedzić prawdziwy hiszpański targ z mnóstwem owoców i ryb. Niestety ten w Walencji, podczas mojej wizyty okazał się być nieczynny. Dlatego następnego dnia udałam się do Mercado w Alicante. Mieści się on w klasycystycznym budynku z lat 20-stych XXw.

Warto odwiedzić to miejsce, nawet jeśli nie jesteście zapalonymi kucharzami czy smakoszami. Widok owocowych piramid, hiszpańskich serów czy długo dojrzewających szynek spowoduje, że każdemu poleci ślinka.

Mercado ma dwie kondygnacje: na parterze królują ryby oraz owoce i warzywa, zaś na górze artykuły mięsne i sery.

Przed głównym wejściem stoją dwa stoiska z lokalnymi czekoladami i słodyczami. Jedno z nich prowadzi Pan Alberto Monerizz, który sam od lat wykonuje te pyszne wyroby.

 

 

 

Corrida i Muzeum Walk Byków

Arena w Alicante należy do najstarszych w Hiszpanii i mieści się na Plaza de Torres. Jest nadal czynna, jednak obecnie odbywają się tam bardziej wyreżyserowane widowiska. Podczas mojej wizyty trwały prace renowacyjne i pokazy tańca z pobliskich szkół, więc udało mi się na chwilę wdrapać na samą arenę :). Na piętrze znajduje się muzeum (wstęp wolny), gdzie w gablotach dumnie prezentują się czerwone płachty, bogato zdobione stroje torreadorów oraz obrazy i fotografie.
 


3. Plaże.

Ta najbardziej znana i oblegana mieści się w przy promenadzie, w centrum miasta. Jest to Playa del Postiguet. Jeśli wolicie omijać tłumy warto odwiedzić Playa San Juan de Alicante (dojazd w kierunku Walencji) lub Playa Urbavova położona za miastem w kierunku lotniska, czyli Murcji. Ostatnie dwie powitały mnie sztormową pogodą i silnym wiatrem, jednak podczas typowej, hiszpańskiej pogody musi być na nich naprawdę rajsko.



4. Gastronomia.

Pewnie niektórzy już się domyślają, że mój wyjazd do Alicante nie stanowił tylko turystycznej atrakcji, gdyż podczas tygodnia spędzonego na Costa Bravie spędziłam w towarzystwie mojej kochanej, polsko-hiszpańskiej rodzinki :). Z tego względu miałam okazję spróbować lokalnych przysmaków w domowej atmosferze, tj. ziemniaczana tortilla czy przepyszna dorada w warzywach. W centrum Alicante mogę polecić lodziarnię “Borgonesse”, mieszczącą się w pięknej kamienicy na Rambla Mendez Nunes. Mały kubeczek lodów, który w zupełności zaspokajał moje zapotrzebowanie na słodycze, kosztował 2,5 euro.

 

Jeśli chodzi o bardziej konkretne dania, to paellę miałam okazję zasmakować w małej knajpce na obrzeżach miasta, ale w centrum także znajdziecie mnóstwo restauracji z lokalną kuchnią. Te najbardziej klimatyczne znajdują się w Santa Cruz, przystępne ceny w dodatku z pięknym widokiem na jachty widziałam w porcie. 

 

W Alicante jak w każdym większym mieście znajduje się wiele marketów oraz kilka centrów handlowych. Jeśli nie przeszkadzają Wam fast foody, fajny klimat i ofertę ma amerykańska sieć Foster’s Hollywood, której nie ma w Polsce.
 

5. Inne miejsca warte zobaczenia.

 
“Grzybowa uliczka” w pobliżu głównej promenady :). Oprócz zabawnych grzybków zerkających na przechodniów znajduje się przy niej klimatyczna pizzeria z pyszną pizzą w dobrej cenie. Znak rozpoznawczy to rzeźba myszki przed wejściem.

 


Plaza de los Luceros z przepiękną fontanną po środku w otoczeniu palem i kwiatów. Miejsce w sam na odpoczynek podczas przechadzki po mieście.

 

 

Podsumowując spacer po najciekawszych miejscach Alicante muszę przyznać, że miasto pomimo dużej liczby mieszkańców i turystów, nie odstrasza, ale emanuje przyjazną atmosferą oraz szeroką ofertą turystyczną. Jest tam wszystko czego potrzeba do udanego pobytu w Hiszpanii. Mam nadzieję, że niedługo znów ujrzę te wszechobecne palmy, potężne fikusy i klimatyczne skwery w centrum miasta :).