Co mi Budapeszt szeptał do ucha- czyli jednodniowy pobyt w stolicy Węgier

 

Kiedy dowiedziałam się, że w drodze do Bułgarii odwiedzę Budapeszt, wiedziałam o nim tylko tyle, że jest on stolicą Węgier i zatrzymam się w nim na niecałą dobę. Co więc sprawiło, że kiedy opuszczałam miasto już pragnęłam tam powrócić? 

Budapeszt nie konkuruje z Londynem czy Paryżem i to jest jego największą zaletą. To miasto o bogatej historii, które zna swoją wartość i nie robi niczego na pokaz. Ono jest piękne po prostu, bez dodatkowej porcji wieżowców i drapaczy chmur.
 
Budapeszt powstał z utworzenia dwóch miast: prawobrzeżnej Budy położonej na wzgórzach budańskich i lewobrzeżnego Pesztu rozciągającego się na rozległej równinie. Pomiędzy nimi wije się równie malowniczy, co potężny Dunaj, który lśni najbardziej bajkowo o zachodzie słońca.
 
Buda jest jak elegancka, zadbana i dystyngowana dama, pozostająca gdzieś w odległej przeszłości. Peszt to rozbawiony, tętniący życiem nastolatek o równie bogatym w zabytki wnętrzu.
 
 
Zwiedzanie najlepiej zacząć od Budy, gdzie znajduje się Zamek Królewski. Ze wzgórza rozpościera się widok na cały Peszt z parlamentem. Jednak wcześniej trzeba się tam jakoś dostać… Dla leniwych kursuje zabytkowa kolejka, a dla piechurów trasa spacerowa. Podejście zajmuje około piętnastu minut, ale podczas upałów, które latem nawiedzają Budapeszt, jest bardzo męczące. Po drugiej stronie pałacowych zabudowań czeka kolejna widokowa niespodzianka, a mianowicie panorama na kolejną część miasta.
 
A co oprócz królewskiego dworu warto zobaczyć w Budzie? 
 
Strzelisty kościół NMP, potocznie zwany kościołem Macieja lub Budzińską Świątynią Koronacyjną z niezwykle kolorowym dachem. Bilet wstępu obejmuje także zwiedzanie wystaw Muzeum Sztuki Eklezjalnej. W pobliżu znajdziecie punkt informacji turystycznej, hydrant, który uratował mój organizm przed wyschnięciem oraz kolejną atrakcję Budapesztu jak z bajki, czyli… Baszta Rybacka. Z jej podcieni i arkad ujrzycie nie tylko widok na Peszt, ale także Wyspę św. Małogorzaty oraz Górę Gellerta, wśród której do dziś krążą liczne legendy i przesądy o czarownicach. Obecnie znajdują się tam pozostałości cytadeli i Pomnik Wolności. Na górze panuje też unikalny mikroklimat o cechach afrykańskich i skandynawskich… Ciekawe połączenie jak na położony w środku Europy Budapeszt, nieprawdaż?
 
 
 
 
Aby dotrzeć spod zamku do kościoła Macieja należy przejść przez budapesztańskie Stare Miasto, które swoją zabudową kojarzy mi się z Krakowskim Przedmieściem w Warszawie.
 
Budapeszt kryje w sobie tajemnicę. Podczas pierwszych odwiedzin dowiadujesz się tylko o jej istnieniu, a potem pragniesz już tylko o odkryciu.
 
Będąc w Budapeszcie nie sposób nie trafić na jeden z licznych mostów na Dunaju. Co ciekawe nie ma jednego dominującego, największego, najpopularniejszego. Do ścisłej czołówki należy zarówno Most Łańcuchowy, jak i ten św. Elżbiety czy św. Małgorzaty.
 
 
Most św. Elżbiety doprowadzi was wprost do Pesztu. Oprócz ażurowego gmachu parlamentu, który w niczym nie ustępuje koledze z Londynu, odwiedźcie też Bazylikę św. Stefana. Warto przespacerować się także aleją Andrássyego (jeśli nic wam nie mówi to nazwisko przypomnijcie sobie film o cesarzowej Sisi oraz pewnego czarnowłosego hrabiego…).  
 
Po południu polecam odwiedzić Wyspę św. Małgorzaty. Zaszyć z w cieniu jej parków, pospacerować nad Dunajem lub zażyć kąpieli w termach Palatinus. Cena biletu dla dorosłego to koszt ok. 1800 HUF.
 
 
Wieczorem natomiast warto odwiedzić peszteński brzeg, czyli Vaci Uctę, czyli wymarzone miejsce dla miłośników nocnego życia.
 
W Budapeszcie kursują cztery linie metra. Najstarsza z nich- żółta powstała jako jedna z pierwszych w Europie. Oprócz tego polecam rozległą sieć tramwajową.

 

Tak wyglądał mój jeden, ale za to bardzo intensywny dzień w Budapeszcie. Było zmaganie z upałem, odpoczynek w wodach termalnych, hipnoza widokami Pesztu i opalanie nad brzegiem Dunaju. A co mi Budapeszt szeptał do ucha? Że muszę go jeszcze koniecznie odwiedzić na dłużej!