Ludzie w podróży- Hiszpania vs Portugalia

W każdym z tych krajów byłam więcej niż jeden raz, zawsze poznając inne zakątki na własną rękę. I choć patrząc na mapę, Półwysep Iberyjski zdaje się tworzyć jedność, narodowości go zamieszkujące są często zupełnie inne! Co łączy a co dzieli Portugalczyków i Hiszpanów?

Zabieram was dziś na lizbońskie place i madryckie ulice. W nadmorskich miasteczkach opowiem wam śmieszne anegdotki z moich wyjazdów!

Przywitanie po hiszpańsku!

Ile czasu zajmuje normalnie wyjście z lotniska? Najczęściej wychodzisz z samolotu od razu pod taśmę z walizkami, po kilku minutach zabierasz swój bagaż, no chyba że jesteś mną, to odbierasz bagaż jako ostatni pasażer po pół godzinie i wychodzisz na terminal, a potem do wyjścia.

Otóż w Madrycie było inaczej, na lotnisku trwał remont i samo przejście po odbiór bagażu zajęło mi godzinę. Kolejną trwała komunikacja metrem do centrum miasta. Wszystko takie nijakie, europejskie, jak wszędzie.

Była już prawie 22, a ja marzyłam tylko o otrzymaniu klucza do mojego hostelowego pokoju.  I nie ważne czy byłby on w Madrycie, Paryżu czy Berlinie… A jednak!

Pierwszy poziom metra- skrzypaczka gra na elektrycznych skrzypcach coś w rodzaju tęsknej ballady. Kolejny poziom- to już gitara i charyzmatyczne latynoamerykańskie brzmienia. Trzeci ogłuszony przez muzykę rozrywkową, która od razu wpada w ucho. Na przeciw mnie zjeżdża grupa młodych Hiszpanów. Szybko chwytają rytm. Zaczynają klaskać, tańczyć i śpiewać. Dołączają się ludzie przede mną. Już wiem, dokąd przyjechałam. Witaj kochana Hiszpanio!

Przestaję wtedy czuć ciążący plecak i przejmuję od nich pozytywne wibracje. Za to kocham południe Europy!

Jak w Lizbonie eliminuje się stres?

W Lizbonie trwa święto patrona miasta. W powietrzu unosi się sardynkowa pachnąca mgła, ludzie tańczą na ulicach w rytmie portugalskiego disco polo, popijając sangrie ze świeżymi pomarańczami.

 

Po 22 postanawiam przemieścić się w inną część miasta, żeby zobaczyć największą paradę w kraju. Wsiadam w żółty, zabytkowy tramwaj, chcąc dojechać do metra. W międzyczasie czasie poznaję młodego lizbończyka z Gracy, który dałabym sobie rękę uciąć, pochodzi ze Szwecji, a nie południa Europy. Rozmawiamy o Lizbonie, jadąc niespiesznie po krętych oświetlonych uliczkach. Jest pięknie, gdy wtem… tramwaj staje. Mój towarzysz wysiada, jesteśmy w końcu w jego rodzinnej Gracy.

Po 15 min orientuję się, że to nie był tylko postój na przystanku. Po 25 min, kiedy nadal stoimy, idę do konduktora, zapytać o co chodzi. W Portugalii wszyscy mówią po angielsku, dogadanie się więc nie jest trudne.

– Ktoś zaparkował autem na torach- słyszę w odpowiedzi.

-I co dalej? Będziemy tak tu na niego czekać, nie można wezwać policji?

– Zrobiliśmy to, ale dzisiaj jest święto. (Czytaj i tak nie wiadomo kiedy przyjadą i czy w ogóle to nastąpi.)

Kierowcy dwóch tramwajów bez cienia stresu jedzą sobie jabłka i gawędzą. Ja mam jednak w głowie paradę, więc opuszczam tramwaj, idąc do metra.

– A gdyby tak zebrać kilku mężczyzn i przestawić to auto o parę centymetrów? -rzucam na odchodne.

– O nie, to bardzo zły pomysł, kierowca mógłby się bardzo zdenerwować i nas pozwać.

0 nerwów, że nie dojadą na zajezdnię na czas, 0 stresu, że kilkudziesięciu pasażerów zostało na lodzie po ciemku na granicy Gracy i Mourarii, które nie uchodzą o tej porze za najbezpieczniejsze.

Jabłuszko i pogawędka z kolegą- tak w Portugalii wygląda reakcja na pokrzyżowane plany!

A jak chcecie dowiedzieć się, co było wcześniej i jak wygląda portugalskie świętowania dnia patrona to kliknijcie na ten post: http://www.med.travel.pl/?p=5

W Portugalii na urodzinach!

Ja natomiast w kompletnej nieświadomości podtreptałam do metra i pojechałam na Avenida da Liberdade. Ku mojemu zdziwieniu mobilne trybuny świeciły pustkami, a po alei spacerowało zaledwie kilka osób.

Gdzie moja parada?!

Okazało się, że przegapiłam ją dzień wcześniej, na ironię siedząc przy oknie z widokiem na aleję, po której przemieszczały się tłumy. Nie wpadłam na to, że te tłumy idą właśnie na huczne wydarzenie.

Wzięłam za to udział w portugalskich urodzinach, jak to u mnie bywa zupełnie przez przypadek.

Przyszłam na kolację do mini włoskiej knajpki. Takiej gdzie nie ma turystów, tylko sami lizbończycy. Już nie pamiętam, co jadłam, wiem że było cudowne, jak wszystko, co tam podawali! Obok nas przy długim stole biesiadowała portugalska rodzina. Obchodzili urodziny jednego z jej członków.

Ludzie w podróży- Hiszpania vs Portugalia

Kiedy zjedli kolacje, na stół wjechało ciasto o randze tortu. Nagle jeden pan podszedł do nas i dał nam po kawałku tego ciasta. Oznajmił, że to dla nich radosne wydarzenie i chcą je dzielić razem z nami! W podziękowaniu dołączamy się do śpiewania 100 lat, a że jest podobne do hiszpańskiego, które już znamy, idzie nam całkiem nieźle. Potem składamy życzenia solenizantowi, a potem… Obok nosa przechodzi nam parada, ale co tam! Portugalskich urodzin nie odtworzymy na telewizyjnej transmisji!

Mistrzowie parkowania

Wracając do rozwiązywania problemów na drodze, Hiszpanie radzą sobie z nimi znacznie lepiej niż Portugalczycy. Lekko wgniecione zderzaki to normalny widok. Zapakowane auta nie są oddzielone metrowymi przerwami jak u nas. Jeśli nie możesz się zmienić swoim samochodem, delikatnie pchasz sąsiada z przodu i wszyscy się mieszczą.

Może to prozaiczna sytuacja, ale pokazuje różnicę. Portugalczycy są dużo bardziej opanowani i zdystansowani niż Hiszpanie, choć jedni i drudzy potrafią być ekspresyjni!

Senne fado vs gorące flamenco

Już sama muzyka wskazuje różnicę osobowości. Portugalia choć nie stroni od świąt i fiest, jest bardziej nostalgiczna, rozmarzona. Zarówno w miastach, jak i mniejszych miasteczkach na wybrzeżu. Chyba, że mówimy o typowo turystycznych kurortach, ale jak dla mnie nie są one prawdziwą Portugalią. Ten kraj to szum oceanicznych fal, smętne dźwięki fado, zachody słońca nad lizbońską starówką. I wciąż obecny duch przeszłości. Sprzedawcy losów, zakłady golibrodów- to wszystko nadal tam istnieje.

Hiszpania jest dużo bardziej zachodnia, europejska, chce gonić trendy, odchodzi od tradycji, szczególnie katolickich. Ale i tak kocham ją za ogniste flamenco madryckich tawern, gwarne mercada, całoroczne palmy i widoki!

“Little” czy “your welcome”?

W stosunku do turystów Portugalczycy są dużo bardziej uprzejmi. I widać to od zwykłych ulicznych sytuacji, kiedy pytasz ich o drogę, przez obsługę w barach i restauracjach po hotele. Choć jasna sprawa, nie można generalizować. Kiedy moja mama raz uporczywie szukała na promenadzie w Alicante swoich okularów, jedna kelnerka sama zapytała co się stało i tak się przejęła, że prawie zaczęła szukać z nami. Jednak to Portugalczycy nigdy nie odmówili mi pomocy.

Dużym ułatwieniem jest też ich świetna znajomość angielskiego, w przeciwieństwie do nagminnego hiszpańskiego: “little” w odpowiedzi na pytanie “Czy mówisz po angielsku?”. I to nie w jakiejś małej wiosce pośrodku wyschniętej ziemi, ale nawet w centrum Madrytu!

Dodatkowo Portugalczycy zawsze dodają zwrot grzecznościowy po podziękowaniu za pomoc- “Your welcome”, to dzięki nim naprawdę wszedł mi w krew i teraz sama będąc w Polsce zwracam się tak do obcokrajowców.

Miłość do jedzenia jest wspólna!

Zakończmy portugalsko- hiszpańską podróż na jedzeniu. Bo tutaj różnic jest jak na lekarstwo!

Ale najpierw anegdotka! Siedzimy w Porto, czekając na kolację. Stoliki ustawione są na dworze, obok dwóch młodych gitarzystów umila nam oczekiwanie nostalgiczną muzyką. Niestety tylko nasz stolik pozbawiony jest obrusu, pozostałe mają i to jeszcze takie tradycyjne, kolorowe. Pytam kelnera, czy nie mógłby nam takiego załatwić, a ten ku mojemu zdziwieniu, traktuje tą prośbę zbyt dosłownie…

 

Podchodzi do stolika obok, przy którym siedzi jeden Portugalczyk. Bez cienia zawahania, ale za to z szerokim uśmiechem zabiera obrus z jego stolika i równie radośnie powraca do nas (przecież wcale nie widziałam, skąd zdobył obrus), kładzie go pięknie na naszym stoliku i z zadowoleniem dodaje, że chciałby nauczyć się czegoś po polsku.

W obu krajach na stołach przeważają ryby. Portugalczycy zajadają głównie dorsze, przyrządzają je na ponad 1000 sposobów. W Hiszpanii dorsza nie jadłam, ale dorady czy paellę z owocami morza wspominam do dziś. Nie bierzcie wersji z kurczakiem, nawet jeśli nie przepadacie za krewetkami. Mi też się tak wydawało, a potem dokładałam tylko tej tradycyjnej, hiszpańskiej. Pan ze zdjęcia od razu nam ją polecał!

 

Byliście w Hiszpanii albo Portugalii? Może chcecie podzielić się jakąś anegdotką?