Nowy Jork kulinarnie- cz. II

Czas na pyszną kontynuację nowojorskich kulinariów! Bez zbędnych nawiązań i wstępów przechodzimy do rzeczy! Będą bajgle z polską historią, najlepsza pizza w mieście, drinki z widokiem na Empire State Building, klimatyczne lokale z duszą i wiele innych! W drogę!

 

Bajgle

Bajgle to bardzo popularna przekąska w Nowym Jorku. Zresztą nie tylko przekąska, co podstawowe pieczywo. W markecie nie kupisz raczej zwykłych bułek, a właśnie bajgle. Mają kształt donutów, ale smak pszennego pieczywa. Klasyką jest bajgiel z serem i wędzonym łososiem.

Gdzie ich spróbować?

W całym Nowym Jorku znajdziecie je średnio na co drugim rogu, ale tych z polską historią spróbujecie u Russ&Doughters!

To firma ze 130- letnią tradycją, założona przez Joela Russa- emigranta ze Strzyżowa, który w 1907r. przyjechał do Nowego Jorku i zaczął sprzedawać na ulicach Lower East Side… śledzie z beczki. Po siedmiu latach założył swój lokal na Orchard St, który później przeniósł się na 179 East Houston Street. Tu do dziś spróbujecie bajgli. Do wyboru jest kilka rodzajów pieczywa i dodatków. Podstawą były i są śmietanowe sery oraz wędzone ryby, m.in. łosoś i śledź. Oprócz tego m.in. tofu, warzywa i kawior.

Cena: 10$ i wyżej, w zależności od dodatków

Gdzie: 179 East Houston Street, Lower East Side

Jest jeszcze ciekawostka! Firma Russ&Doughters jako pierwsza w USA była prowadzona przez kobiety, do czego nawiązuje sama nazwa. Mowa o trzech córkach Russa, którym przepisał on wszystkie udziały w rodzinnym biznesie. Było to niespotykane w ówczesnej Ameryce, aby tak intratne przedsięwzięcie powierzyć kobietom. A jednak się opłaciło! Obecnie firma jest rzadkością pod jeszcze jednym względem- niewiele rodzinnych biznesów sięga 4 pokoleń wstecz, a im się udało!

 

Knysza

Kilka lokali dalej, również na Houston St. znajduje się lokal z podobnie długim stażem- Yonah Schimmel’s Knish Bakery. Prowadzi ją potomek pierwszego właściciela- żydowskiego emigranta, który wypiekał knysze jeszcze przed 1900r. To przekąska na bazie ziemniaków i cebuli. Można dodać do niej brokuła, szpinak czy pieczarki.

Warto odwiedzić to miejsce nie tylko dla knyszy, ale także dla klimatu tego lokalu! Zatrzymał się w czasie jakieś kilkadziesiąt lat temu, jest na wskroś amerykański, na ścianach wiszą zdjęcia sław, które przybywały tu by spróbować żydowskiego przysmaku. I właściciel- jak tylko wyłoży cieplutkie knysze z piekarnika i przełoży je do pudełek na pewno utnie sobie z wami pogawędkę!

Z moich kilku minut rozmowy dowiedziałam się, że był w Polsce kiedy lata temu wracał spod Mińska. Jest radosny i przepełnia każdą knyszę pasją!

Gdzie: 137 East Houston Street

Cena: ok. 4- 5 $

Nowy Jork kulinarnie

 

Lemoniada

To może łyk lemoniady na orzeźwienie? Nowojorczycy nie rozstają się z kubkami, w których chlupoce mrożona kawa albo orzeźwiająca lemoniada! Piłam ją w różnych miejscach i wszędzie była pyszna! Myślę, że to za sprawą dużej ilości świeżych owoców i kostek zamrożonej lemoniady, a nie samej wody, przez to w miarę picia napój w ogóle nie traci początkowego smaku!

Najlepsza lemoniada jest bezsprzecznie przy Statui Wolności i na Ellis Island! Kosztuje 5$. Pokaźny kubek nawiązujący do płomienia statui dostaje się na pamiątkę.

Pizza!

Pizza w Nowym Jorku to osobna historia. Przybyła z Włoch, to jasne, ale wyrobiła sobie tu własną markę, a nawet nowojorski sposób jedzenia!

Najbardziej przypomina tą neapolitańską, bo podawana jest najczęściej na cienkim cieście. Popularna jest sprzedaż pizzy na kawałki w cenie 1 dolara.

Ja akurat takiej nie jadłam, ale wielokrotnie obserwowałam nowojorczyków, którzy wpadali na nią w przerwie w pracy i pałaszowali w pośpiechu na ulicy. Ci ludzie wszystko robią szybko. Cieniutki kawałek pizzy składają w rękach wzdłuż na pół i zajadają! Po co komu sztućce?

Uwaga! Najlepsza nowojorska pizza jest na Brooklinie (a nie w Little Italy)! Dosłownie po sąsiedzku z Mostem Brooklińskim. Była obłędna.

Lokale do wyboru są dwa, oba podobno warte polecenia. Ja zachwyciłam się pizzą u Juliana’s Pizza. Drugi lokal po sąsiedzku to Grimaldi’s Pizza. Tylko nie idźcie tam bardzo głodni, bo przed wejściem mogą być kolejki.

Gdzie: Oba znajdują się na Old Fulton St.

Cena: pizza nie należy do tanich, ale warto! Margherita kosztuje 20 $. Za dodatki płaci się od 3-7$.

Ale jeśli przypadkiem zawitacie do Astorii na Queensie, gdzie mieścił się mój przytulny nocleg, polecam wam pizzę zaraz przy stacji metra 36th Av- Papa John’s Pizza! Grube ciasto, niskie ceny- duża pizza za ok. 7$. Jest różnica, a brzuszki pełne w obu przypadkach ;).

Green Point

Nie mogę pominąć polskiego akcentu! Po tygodniu w Nowym Jorku udałam się po polskiej dzielnicy. I choć wszyscy mówią, że jest polska coraz mniej, to pobyt w sklepie mięsnym, gdzie na zapleczu wędzi się oryginalnymi metodami szyneczki i kiełbaski był bardzo przyjemny! A potem tradycyjny obiadek w polskim barze mlecznym celem sprawdzenia czy schabowy, rosół i gołąbki po drugiej stronie oceanu smakują inaczej…

Jeśli tak jak ja zatęsknicie za polską kuchnią, polecam Polish & Slavic Center Cafeteria, w Centrum Polsko- Słowiańskim na Kent St. To parę kroków od Greenpoint Av, na której najprawdopodobniej wysiądziecie z metra. Znajdują się na niej delikatesy z polską żywnością, sklepy mięsne, piekarnie i wiele innych polskich akcentów.

Wszechobecny jest też język polski- bardzo ciekawe doświadczenie!

A rosół i gołąbki? Naprawdę dobre! Sam lokal zatrzymał się w epoce PRL-lu, ale na ścianie wisi plazma. Na ekranie… “Trudne sprawy”… Żeby emigranci nie opuścili za szybko Nowego Jorku, bo po co wracać do ojczyzny jak tam same problemy?

 

Drinki z widokiem

Jeśli lubicie małe lokale i manufaktury to polecam poszwendać się wieczorem po nowojorskich “villages”, np. po Greenwich Village. Pełno tam naprawdę fajnych miejscówek, po zmroku dzielnica zaczyna tętnić życiem, jednak nie jest to dyskotekowa tandeta. Po prostu miejsce spotkań po pełnym wrażeń i upału dniu.

Bar, w którym się zatrzymałyśmy, znalazł się na naszej drodze przypadkiem. Na przeciwko stał szereg pastelowych kamieniczek, którym trzeba było zrobić zdjęcia. Po zajęciu stolika na zewnątrz okazało się, że pięknie widać stąd także Empire State Building. “Golden hour” na niebie i połyskująca fasada Empire… nawet jakby drinki były niedobre i tak bym tam siedziała ;)!

Gdzie: Sullivan St. 185; kuchnia francuska Mimi

 

Piwo z lokalnych browarni

Jeśli lubicie piwo z lokalnych browarni to koniecznie wybierzcie się do Williamsburga na Brooklinie! To tu w XIXw. osiedlali się emigranci z Niemiec, Belgii czy Holandii, przywożąc ze sobą receptury i techniki ważenia piwa!

W 1988r. powstała tu jedna z najbardziej znanych obecnie browarni- Brooklyn Brewery. Piwo powstaje według naturalnych receptur, z zachowaniem zasad zrównoważonej produkcji. Firmę założyło trzech pasjonatów, którzy kładą nacisk nie tyle na ogólnoświatową promocję, co zasilanie małych lokali, artystycznych eventów itp.

Więcej informacji znajdziecie na ich stronie: http://brooklynbrewery.com/

We have musicians, actors, writers, crossword enthusiasts, directors, athletes, home chefs and scientists that converge in Williamsburg every day to work on one thing: making Brooklyn Brewery beer delicious, adventurous and available to all.

Gdzie: 79 N 11th St. Brooklyn

 

Fraunces Tavern

 

To znana nowojorska restauracja i bar, który powstał w 1762r. W 1783 odbyła się tu kolacja pożegnalna Jerzego Waszyngtona z udziałem, m.in. Tadeusza Kościuszki. Oprócz wykwintnych potraw i drinków, można zwiedzić muzeum upamiętniające to i inne ważne wydarzenia, które miały tu miejsce na przestrzeni lat.

Wstęp do muzeum jest płatny, cena wynosi 7 $.

Nawet jeśli nie zostaniecie na kolacji, warto zajrzeć do wnętrza- miejsce zachowało dawny charakter, a między dębowymi ławami wciąż czuć ducha przeszłości.

Gdzie: 54 Pearl St, Dolny Manhattan

Fast Food

Wiecie, nie pójść w Ameryce do fast foodów to jak nie zjeść pizzy we Włoszech ;). Ale nie musicie iść od razu do znanych marek, w których panuje dosłownie Sodoma, Gomora i zawijane kolejki… Polecam za to nieznany mi wcześniej fast food- Windy’s! Są w nim zazwyczaj tylko miejscowi, jest ciszej, spokojniej, znacznie (!) czyściej, taniej, a jedzenie jak na fast food całkiem w porządku. Ja się mile zaskoczyłam, choć raczej unikam takich miejsc.

Jednak nie oszukujmy się, kto z nas kupi lody za 10$ z tych pastelowych samochodzików, które niczym nie różnią się od lodów z Mc Donald’s za 1$? Wielkość ta sama, wygląda ten sam, podejrzewam, że skład tak samo nie zachęcający do zgłębiania…

No i smoothie! Mango, ananas, lód… Nawet nie liczyłam, ile razy je piłam, ratowało mnie w NY nie raz! I to tylko za 2$. Fast foody są pomocne, jeśli chcesz w tym mieście zaoszczędzić na jedzeniu albo boisz się eksperymentów.

Na zdjęciu ostatnie śniadanie z Nowym Jorku, zaraz przez wyruszeniem na lotnisko.