Chodź ze mną na spacer po Madrycie!

Madryt zimą? Ten zestaw nie obejmuje nudy! 

Nie wierzysz? Spacer w tropikach, wieczny karnawał na głównych placach, królewskie konie przebiegające przed nosem i wieczory z nieplanowaną nauką charyzmatycznego flamenco, sprawią, że zmienisz zdanie!


Na tym spacerze Madryt nie pozwoli nam się nudzić!


Zimno, prawda? Prognozy nie kłamią, o poranku są tylko trzy stopnie. Ręce nie bardzo chcą opuszczać rękawiczek, ale nie ma wyjścia, Gran Via sama się nie sfotografuje…
 
Choć gdyby mogła, pewnie by nas wyręczyła jakimś zgrabnym “selfiakiem” z niegdyś największym budynkiem w Europie- Edificio de Telefonica. Został stylizowany na nowojorskie drapacze chmur i amerykańskiego uroku nie sposób mu odmówić!
 


Tak jak innym budowlom przy tej głównej, madryckiej arterii, najbardziej reprezentacyjnej ulicy miasta. Madryt sprawia tam wrażenie bardzo dystyngowanego, poukładanego, jednolitego.

Ale do czasu…

W którąkolwiek stronę nie pójdziemy, czekają na nas pewne niespodzianki. Jeśli obierzemy azymut na wschód, dotrzemy nie tylko do rozległego Parku Retiro z Pałacem Kryształowym (dosłownie; w słoneczny dzień mieni się między drzewami kolorami tęczy), ale także do mini lasu tropikalnego. 


To nie koniec zaskoczeń, bo ten palmowy ogród mieści się zaraz przy peronach kolejowych i stanowi urozmaicenie dla pasażerów oczekujących na swój pociąg.


Idąc Gran Vią na zachód mijamy natomiast zabytkowe kina niczym z filmów Hollywood, a potem docieramy do Placu Hiszpańskiego.

Jak tylko pożegnamy stojącego tam kamiennego Don Kichota, trafiamy do świata, w którym chyba nadal panuje faraon…

Świątynia bogini Debot to antyczny prezent dla Hiszpanii w zamian za pomoc przy uratowaniu innego miejsca kultu w Nubii. Oryginalny podarunek, prawda? Tak samo jak jego otoczenie, które zostało zaprojektowane specjalnie pod tą budowlę. Ale w końcu nie codziennie dostaje się w prezencie egipską świątynię!
 


Wyobrażasz sobie jak pięknie musi być tu latem? Choć i teraz panorama na królewski zamek prezentuje się równie pięknie. Może zobaczymy go z bliska?

 
Drogę zajeżdża nam kilkuosobowa wycieczka na dwukołowych pojazdach. Pod nogami biegają pieski w kubraczkach (te okolice to chyba jakieś zagłębie tych  stylowych (!) czworonogów), a my slalomem i na “intuicyjne skróty” zmierzamy wprost pod zamkowy mur.
 
Byłoby za prosto, nie? Wszak to spacer z przygodami! Nie możemy wejść przez bramę pieszo, (może gdybyśmy wzięli z garażu którąś z naszych wypasionych limuzyn…) Ochroniarz pozostaje nieugięty, więc trzeba obejść obiekt dookoła i wejść do króla… od podwórka.
 
Być może to właśnie ten fakt sprawił, że od teraz staliśmy się gośćmi wyjątkowymi, którzy zasługują na powitanie przez paradę dostojnych rumaków z pomponami na głowach w barwach flagi Hiszpanii, które szykownym kroczkiem maszerują wprost przed naszymi rozdziawionymi buziami.
 


Takie powitania tylko w Madrycie! Pałacowe ogrody kryją jednak więcej tajemnic. Po trawie leniwie przechadzają się pawie, nad głowami śmigają limonkowe papużki, a kawałek od głównej alei można znaleźć cukierkowe pałacyki jak z bajki.

 
Już wyciągam aparat, żeby uwiecznić jeden z nich, kiedy obok zatrzymuje się auto ochroniarzy. Czyżbyśmy coś przeskrobali? Nie! Wyjątkowym gościom należy się po prostu podarunek! 
 
Dostajemy piękne pawie pióra i możemy dalej eksplorować.
 

W końcu docieramy przed front pałacu. Niewątpliwie robi wrażenie, ale czy nie tego się właśnie spodziewaliśmy? W końcu to była siedziba samego króla Hiszpanii!

Większym zaskoczeniem są na pewno liczni mimowie… Madrytczycy mają wyobraźnię! Takich charakteryzacji jeszcze nie widziałam! Motocyklista wypadający ze swojego dwukołowca, z nogami uniesionymi nieruchomo do góry? Czy tylko mnie to zaskakuje?


Czas na przerwę, czas na… tapas! W Madrycie nie może być inaczej, tym bardziej jeśli układ ulic został zaplanowany tak, abyśmy spod Palacio Real dotarli wprost do Mercado San Miguel!

Co wybierasz? Bo ja nie mogę się zdecydować… Dziesiątki rodzajów tapas, paella, zapiekane owoce morza, faszerowane pierożki, sangria, sałatki owocowe…


Może rozdzielmy się i zróbmy mały rekonesans, a jak już się posilimy wyruszymy w dalszą drogę na Plaza Mayor. 

Dla mnie to właśnie on, a nie uważany za serce miasta Puerta del Sol, stanowi kwintesencję Madrytu. Majestatyczna fasada pałacu w kolorze krwistej czerwieni, nie pozostawia złudzeń, że jesteśmy w stolicy Hiszpanii.

Swoją drogą to miłe miejsce na wypicie kawy i rozkoszowanie się zimowym słońcem.


Dlaczego nie możemy zrobić tego w pobliżu wspomnianej wcześnie “Bramie Słońca”, czyli miejscu, które stanowi centrum Madrytu i od niego mierzone są w mieście wszystkie odległości?

Bo tam ilość wrażeń znacząco wzrasta! Czekają na nas występy muzyków, magików i kolejni mimowie, nie mniej zaskakujący niż widziani przed królewskim pałacem. Ledwie widać symbol miasta, czyli niedźwiadka skubiące poziomki…

Spokojnie, to tylko rzeźba. Żywe niedźwiedzie zobaczysz np. w centrum Berna…

Ulice Madrytu tętnią życiem nie tylko w czasie karnawału… a może po prostu karnawał trwa tam cały czas?

 



Nasze emocje na pewno ostudzą churros. Bez ich spróbowania nie skończymy spaceru! Smakują troszkę jak nasze pączki, a do tego są maczane w gęstej czekoladzie. To zdecydowanie najsłodsze oblicze Madrytu!


Skoro po deserze wzbiliśmy się na wyżyny uniesienia, warto to wykorzystać i obejrzeć miasto z góry! Właściwie nie tylko samo miasto, ale też ośnieżone górskie szczyty! Pamiętaj, że Madryt to najwyżej położona stolica Europy.

Zaskoczony? Obstawiam, że nie bardziej niż ja, kiedy to odkryłam.

 

Ostatnia niespodzianka czeka na nas w klubie flamenco. Po godzinie emocjonującego występu tancerka zaprasza na scenę… gości. Mam nadzieję, że twoje nogi zostawiły sobie jeszcze jakieś rezerwy, bo czym byłaby w innym razie wizyta w Madrycie?

Dzień w stolicy Hiszpanii dobiega końca, ale jeśli chcesz, nie musisz się wcale zatrzymywać! Zapraszam cię na inne spacery po europejskich miastach. Co powiesz na przechadzkę po LizboniePorto ?