Fotorelacja z Islandii- jednej wyspy, wielu światów

Islandia to najbardziej fotogeniczna kraina, w jakiej byłam. Krajobraz zmieniał się co kilka zakrętów, pogoda z minuty na minutę. Stałe elementy islandzkiej dekoracji, czyli owieczki i koniki (zdrobnienia to oczywiście wyraz miłości do zwierząt, a nie wytykania małości- bo pamiętajcie, że islandzkie konie to nie kuce!!!) były cały czas tak samo urocze i idealnie wpisane w krajobraz.

W tym wpisie zabiorę Was w fotograficzną podróż przez zmienność Islandii. Troszkę pofilozofujemy, bo turkus pasuje do refleksji. Udamy się w roadtrip dookoła jednej wyspy, ale zwiedzimy wiele światów.

Gotowi do drogi? Zapnijcie pasy, usiądźcie wygodnie przy oknie, nie dajcie się uśpić prostej drodze przed nami. To, co dookoła zaskoczy wiele razy!

Droga przez pustkowia

Fotorelacja z Islandii

Przed wyjazdem usłyszałam, że największą frajdą podróży na Islandię jest sama jazda przed siebie. To prawda.

Słyszałam też, że czasami droga bywa monotonna, więc lepiej zabrać krzyżówki. Nieprawda.

Krzyżówki można rozwiązywać na nudnych wykładach, islandzkiej drodze warto dać się zahipnotyzować i po prostu sunąć naprzód.

Because the greatest part of the a road trip isn’t arriving at your destination. It’s all wild the stuff that happens along the way

Lubiłam jak spontanicznie się zatrzymywaliśmy, bo “ładny zachód słońca!”, “ludzie idą do tej szczeliny, sprawdźmy co tam jest”, “ale tu piękny widok!!!”, “koniki!!!”. Tak, warto czasami się zatrzymać…

When you stop and look around, this life is pretty amazing”

Wodospady

Islandia nigdy nie była na pierwszym miejscu mojej ‘bucket list’. Pustkowia tak, ale nie islandzkie ;). W ogóle na początku nie byłam przekonana, czy aby na pewno jestem tu, gdzie powinnam, bo może na Korfu rzeczywiście byłoby lepiej…

Dopóki nie stanęłam przy tym wodospadzie i nie doświadczyłam potęgi natury! Niesamowite uczucie (polecam jednak przeżywać je w sztormiaku, nieprzemakalnych spodniach i bez okularów- nie, to nie deszcz z nieba zaczął padać nagle, to “deszcz” od potęgi oceanu :P!). Gulfoss to wcale nie był największy wodospad, jaki widziałam! Ale już zawsze pozostanie tym najbardziej “Wooooooow”!

Wodospad Seljalandsfoss jest super, bo można przejść za nim! Każdy niezależnie od wieku ma radochę i czuje się jak dziecko!

Można sobie do woli pokrzyczeć, bo szum wody i tak nas zagłuszy oraz sprawdzić, co jest na drugim końcu tęczy, gdyż jest ich tam więcej niż kilka.

I jak tu nie wierzyć w elfy? I szepczące kamienie?

Wiecie, jak już się ma tą CZERWONĄ kurtkę (chociaż żółta chyba jeszcze bardziej ‘fancy’), to trzeba sobie zrobić instagramowe zdjęcia…

To dodam tylko, że kurtka jest z marketu za 60 zł, a do takich zdjęć ustawiała się kolejka. Ludzie z aparatami czekali za niewidzialną linią jak dzieci w przedszkolu i taki jeden wyrośnięty przedszkolak podbiegał kilkanaście metrów w przód, podnosił rączki, cykały się fotki i kolejny! I zmiana! I kolejny! Jak serduszka na IG po powrocie!

Na zdjęciu Wodospad Skogafoss.

To jest ten największy! Dettifoss! Islandzka Narnia!

A to już Godafoss. Ależ tam było raaaajsko! W końcu wodospad bogów.

Turystyka masowa

Zdjęcie celowo nie prostowane! Bo wiecie, jakie to emocje jak czekasz 10 minut z włączonym aparatem, w drugiej ręce telefon, wokół ciebie kilkanaście selfiesticków, które pakują się w kadr i nagle BUM! Kilka sekund wodnego spektaklu i… znowu 10 minut czekania na fotkę! No kto by w takich warunkach proste zdjęcie cyknął, jak nawet na gejzer spojrzeć nie zdążysz…

Lato w wersji islandzkiej

Koniec tej turystyki. Zobaczcie teraz na islandzki schyłek lata. Pojawiał się tak nagle, po pół dnia czekania na stacji benzynowej aż ulewa minie… Ale jak już przychodził to cud, miód i orzeszki!

Myślę, że warto czekać na różne rzeczy z życiu. Bo kiedy przychodzą, to rozlewają w sercu tyle piękna i ciepła jak lato na Islandii. I dopiero wtedy się je docenia i wie, że warto było przymusić się do cierpliwości.

Było jakieś 10 stopni. Zupełna cisza, zero ludzi, okulary słoneczne na nosie, ja wygrzewająca się jak jaszczurka na kamieniu. Tak wyglądały moje letnie wakacje nad wodą w tym roku!

W sumie nie tylko moje… Kiedy szukałam toalety, poznałam jedną panią, która mieszkała w tej wiosce w dzieciństwie, potem spędziła lata w USA, teraz przebywa w Reykjaviku. Ale wraca na Fiordy Zachodnie na letnie weekendy i wygrzewa się w ogródku.

Fiordy Zachodnie to bardzo mało zaludniona, surowa część Islandii. Życie tam na stałe naprawdę nie jest łatwe. Ale krótkie chwile lata mają piękne i kojące.

A jak w życiu ci często pada i jest zimno, to pomaluj sobie domek na kolorowo. Żeby w Twoim osobistym środku zawsze było radośnie i ciepło! Islandczycy jeszcze stawiają domki dla elfów. Zobacz na zdjęcie w lewy, dolny róg. Dobre duchy są w końcu zawsze mile widziane.

Na potwierdzenie, że islandzkie lato jest super, wstawiam jeszcze zdjęcie mojej kolacji na łonie natury! Momenty, kiedy siedzisz na kamieniu, masz przed sobą nieograniczoną przestrzeń z czystym powietrzem i rozlanym ciepłym światłem, jesz sobie liofilizowaną kolacyjkę i nawet się nie spodziewasz, że za kilka godzin zobaczysz swoją pierwszą w życiu zorzę polarną, czynią mnie bogatym człowiekiem. Bogatym w piękne, niepowtarzalne wspomnienia. W proste, a tak cenne rzeczy. Takie chwile zamieniają mnie w szczęściarę z wdzięcznym sercem. Dlatego jestem materialistką do bólu, ale tylko tą duchową!

Wulkan i lodowiec

To jest krater wygasłego wulkanu. Ma w obwodzie 3 km i można przejść się wokół. Wtedy ma się satysfakcję i radochę, że przeszło się wulkan dookoła!!! To był najfajniejszy spacer całego wyjazdu! Potem pisałam smski do Mamusi, że dziękuję jej, że namówiła mnie do kupna biletów. (kilka godzin później pisałam już, że chcę do domu, bo wieje, pada, zimno i już mam dość- takie tam islandzkie humorki)

Poniżej widoki z krateru:

WIDOK 1: Na islandzką sawannę! Prawda, że podobna? Tylko zwierzątek brakuje.

WIDOK 2: Na Marsa. Wokół było dużo sub kraterów, pól lawowych oraz kominów z kłębiącą się siarką.

Nie spodziewałam się, że jako ktoś wiecznie zmarznięty, będę się tak cieszyć na widok lodowca! I kawałów lodu! A jednak! To było najfajniejsze popołudnie, kiedy już ostatecznie stwierdziłam, że nie chcę na Korfu! (Kolejnego dnia lało jak stąd do wieczności, ale zdania nie zmieniłam!)

Sekcja zwierzątkowa

Owieczki islandzkie dzieliliśmy na kilka kategorii, w zależności od stopnia ich szaleństwa, ale niektóre nazwy były niecenzuralne, więc dokładnego podziału nie podam. W każdym razie potrafiły wleźć dosłownie wszędzie, nawet na najbardziej strome i oddalone wzgórza. Czasami kładły się metr przy drodze, mając zachwyconych nas kompletnie gdzieś… Raz to tak meczały, że mnie w moim vlogu kompletnie nie słychać! Jednak zawsze były tak samo urocze i fotogeniczne!

Fotorelacja z Islandii- jednej wyspy, wielu światów

Jak były owieczki, to jeszcze koniki! Raz zatrzymaliśmy się, żeby zobaczyć z bliska opuszczony budynek, jakich pełno na Islandii. Zawsze wyglądają mrocznie, tajemniczo i klimatycznie, więc chcieliśmy zrobić fajne zdjęcia. Ale nie mam zdjęcia tego budynku. 🙁 Bo obok pasło się stadko koni… Mam więc zdjęcia koników! Głaskaliśmy je pół godziny, potem wsiedliśmy do auta i okazało się, że przecież cel zatrzymywania się był inny.

A zdjęcie tego białego rumaka jest zrobione z auta. Specjalnie zwolniliśmy, żeby uchylić szybę i go uwiecznić. Tak, zwierzęta to ważny element Islandii, nie tylko dla jej mieszkańców.

Życie na pustkowiu

Fotorelacja z Islandii

A za setkami serpentyn i przepaści nad oceanem, na krańcu fiordu, gdzie słychać już tylko świst powiewających na wietrze nogawek, jest wioska, w której mieszka niecałe 40 osób. Dojechać tam można tylko latem, zimą szutrowa droga (serpentyna) jest nieprzejezdna i jedynym kontaktem ze światem jest prom.

Ale my tam mieliśmy czarne humorki… Było opracowywanie planu ewakuacji z auta w razie wypadnięcia za klif i inne ciekawe rozmowy. Aż nagle zza zakrętu wyłoniło się auto, prowadzone przez jedną mieszkankę tej osady. My już zestresowani, że minąć się teraz nie da, a ona z uśmiechem od ucha do ucha, zjechała na tą zewnętrzną stronę drogi (bliżej oceanu!) i jak gdyby nigdy nic minęła nas i pomachała.

Bardzo podziwiam Islandczyków mieszkających na odludziach. Gdzie do sklepu jest 40 minut autem. Być tam wtedy kobietą w ciąży z zachciankami żywieniowymi to przechlapane! A być mężem takiej kobiety to już w ogóle!

Tak na poważnie, to te wszystkie opuszczone budynki są śladami ucieczek od pustki. Bo ona jest przyjemna, ale na chwilę. Życie tam jest bardzo wymagające.

Widoczek końcowy

To był ostatni dzień “zwiedzania”. Kolejny piękny zachód, kolejne zupełnie puste miejsce, tylko do naszej eksploracji. Pełne wystających skał i widoków na jezioro. Spędziliśmy tam duuużo czasu! Ale to jeden z najpiękniejszych widoków całego wyjazdu. Czułam tam dużo wdzięczności.

Dobre uczucie, polecam! Tak samo jak podróż na Islandię! Nie taka zimna i bez serca jak mówią!