Ostatni turkusowy wpis

Już za kilkanaście dni, jeśli będziecie chcieli odwiedzić Życie w turkusie, zostaniecie przekierowani na inną, nową stronę. Nowa będzie nazwa i nieco zmieniona zawartość. Pojawi się też małymi kroczkami nowa tematyka.

Z okazji tego nowego etapu piszę ostatni turkusowy wpis.

Założyłam bloga, będąc w drugiej klasie liceum.

Chciałam na wstępie tego wpisu napisać, że dużo się tu zmieni, ale ja zostanę. Ta sama. To nieprawda. Nie ma już tamtej licealnej mnie, która przez pierwszy miesiąc zmieniała nazwę bloga kilka razy w tygodniu, bo nie wiedziała o czym chce pisać. W końcu zostało Życie w Turkusie. Pisałam tam o piłce ręcznej, pieczeniu ciasteczek, wdzięczności, mikro wycieczkach i polecanych książkach. O namiocie na Islandii czy wyjeździe do Azji nie było wtedy mowy!

Pamiętam jak na lekcjach informatyki, po zakończeniu zleconego zadania mogliśmy po prostu korzystać z internetu i komputera w klasie. Czytałam wtedy wpisy Oli z pojechana.pl, która była wtedy w wymarzonej podróży dookoła świata.

Dla tamtej mnie wyjazd poza Europę wydawał się bardzo odległym marzeniem. Ale nie nierealnym! Podróżowałam od zawsze, jednak do tamtej pory głównie z rodzicami na zorganizowane wakacje lub ze znajomymi na kolonie nad morzem. Ale właśnie w liceum zaczęły się kształtować moje podróżnicze marzenia i wizje tego, w jaki sposób chcę poznawać świat w przyszłości. Zamarzyły mi się spontanicznie, studenckie wyjazdy, bike-packing, spanie pod namiotem, podróże bez biura podróży, blisko lokalnych mieszkańców i prawdziwej, a nie wyretuszowanej rzeczywistości.

Podróż w turkusie

Życie w Turkusie zdominowały podróże. Najpierw te bliskie- Mazury, Podlasie, Karkonosze, Hiszpania u rodzinki. Ale nawet nie miałam nadającego się do blogowego życia aparatu fotograficznego!

Dlatego na 18-stkę poprosiłam o aparat. Zaczęły się zagraniczne obozy ze znajomymi. Rodzinne wakacje all- inclusive sukcesywnie zamieniałam na te “na własną rękę”, planując tygodniami kolejne road-tripy. Pierwszy raz przejechałam przez pół Polski pociągiem- sama. Po maturze przypięłam do roweru sakwy i przemierzyłam wraz z przyjaciółką deszczową Jurę.

Polubiłam ten dreszczyk emocji, to uczucie nieznanego, kiedy mimo strachu, opuszczasz strefę komfortu i doświadczasz życia w jego najpiękniejszej postaci. Raz mokniesz i pocisz się na rowerze, wjeżdżając pog górę, a potem stoisz na tarasie o siódmej rano wśród unoszących się mgieł i śpiewu ptaków, marząc o tym, żeby ta chwila trwała jak najdłużej.

Bieszczady <3

Prywatnie przeszłam ogromną przemianę osobowości

Doświadczyłam bardzo bolesnej porażki, kilku równie dotkliwych strat i walki z własną presją. Przeżyłam najbardziej wartościowy i najtrudniejszy okres mojego dotychczasowego życia. To był jednocześnie najbardziej owocny rok dla bloga. Pisałam jeden wpis na tydzień. Wkładałam w to mnóstwo energii i bardzo się cieszyłam, widząc rosnące zasięgi.

Aż nadszedł czas kiedy moje troszkę krnąbrne życie (tylko troszkę, bo my się generalnie bardzo lubimy)  wynagrodziło mi wszystkie łzy, które miesiącami potrafiły towarzyszyć mi codziennie. W jedne wakacje spełniłam kilka największych marzeń. Teraz to już tylko ciepłe i piękne wspomnienia. Ale wtedy czułam niesamowitą euforię, jak dziecko na ogromnej trampolinie, które zapomniało już jak się skacze z radości i zamiast tego chodzi na razie koślawo, upewniając się, że jak skoczy to nic się pod nim nie zarwie…

Odwiedziłam Nowy Jork, a potem zaczęłam studiować medycynę w wymarzonym Wrocławiu.

To był też czas większej ilości wpisów z moimi przemyśleniami i motywacyjnymi treściami. Kilka z nich zniknie z bloga, kilka pozostanie w pobocznej zakładce, ale takich treści raczej będzie już mniej.

Blog rozwijał się małymi kroczkami i choć nigdy nie stał się popularny, to jego prowadzenie dawało mi dużo radości i satysfakcji. Bo ja mam od zawsze potrzebę tworzenia, a emocje najlepiej przekazuję, spisując je.

Dostawałam od was wiele miłych słów, które dodawały mi sił i weny! Dziękuję za każdy wyraz uznania!

Traktuję to jako bardzo dużą zaletę- nawet jeśli mam niewielu czytelników, to czuję ich namacalną obecność i sympatię! Tak jak w życiu z prawdziwymi przyjaciółmi, których jest niewielu.

Studenckie życie w turkusie

Czas studiów pozwolił mi spełnić wiele tych marzeń tworzonych w szkolnej ławce.

Odbyłam kilka studenckich wyjazdów, które minęły pod znakiem śmiechu i szalonych przygód. Pojechałam na Islandię, gdzie udało mi się pokonać wiele ograniczeń tamtej licealnej mnie. Zaczyna się od pociągu przez pół Polski, kończy się na wyjeździe prawie pod koło podbiegunowe z nieznanymi ludźmi, pod namiot! 🤣 Tej zimy pojechałam na samotne i pierwsze biegówki, potem spróbowałam morsowania, a kilka dni później byłam już w Wietnamie! (a między tym wszystkim… sesja 😛)

Jednocześnie trwał drugi rok studiów, który postanowiłam wykorzystać najlepiej jak mogłam. Wielość nowych obowiązków sprawiła, że nie miałam już czasu na regularne pisanie. Nawet w “międzyczasie”! Czasami miałam wrażenie, że jestem gościem we własnym mieszkaniu. I choć nie tęsknię za 5 godzinami snu, brakuje mi tamtego stylu życia. To właśnie ta różnorodność zdarzeń, obowiązków i tempo sprawiało, że czułam, że żyłam.

Teraz znów jestem na innym etapie życia. Zupełnie nowym i bardzo dla mnie ważnym. Chcę go coraz lepiej poznawać i rozwijać, co sprawia, że blog świadomie schodzi troszkę na bok, a ja znów czuję się nieco jak dziecko na trampolinie. Zaczynam inaczej patrzeć na moje marzenia i plany. Jestem wdzięczna za wszystko, co się wydarzyło do tej pory i za czas, w którym się wydarzyło. Czasami buntowałam się na życie, a ono jedynie dawało mi okazje do jeszcze lepszego doświadczania go i poznawania. Kiedy byłam w tamtym nieciekawym momencie życia, jadąc w bliskie serduszku Karkonosze, pomyślałam:

“Ok, każdy z nas ma swoją drogę i moja podąża właśnie tak. Ale jest moja. Unikalna. Kiedy przyjdzie czas, wydarzą się rzeczy teraz niedoścignione.”

Ta myśl nigdy mnie jeszcze nie zawiodła, a czas przychodzi. Na wszystko.

Skąd się wzięła potrzeba zmiany?

E- learning odebrał mi resztki blogowej weny i czasu, stąd zaczęły się pojawiać w mojej głowie pytania: “czy to ma jeszcze sens”? Przez cały okres “kwarantanny” zastanawiałam się czy chcę nadal prowadzić bloga. I choć nadal nie jestem pewna swojej decyzji, postanowiłam kontynuować pisanie, ale już nie o “życiu w turkusie”.

Chcę połączyć dwie tematyki, które towarzyszą mi na co dzień. Podróże i medycynę.

Zdecydowałam się na zmianę nazwy bloga, bo chcę, aby lepiej nawiązywała do tematów kolejnych wpisów. Nie zamierzam usuwać całego mojego dotychczasowego blogowego “dorobku”. Mam plan, aby pozbyć się kilkunastu najstarszych wpisów, które już teraz w ogóle tu nie pasują, udoskonalić i unowocześnić przewodniki  z Portugalii i Hiszpanii. Włożyłam w nie masę czasu i serca, uważam nieskromnie, że mogą się okazać naprawdę przydatne, dlatego chciałabym je jeszcze jak najbardziej udoskonalić!

Życie w turkusie

Życie w turkusie medycznie

Bardzo często mam dość moich studiów, ale w aspekcie uczelni i systemu, a nie samej medycyny. Ta jest nadal niesamowicie ciekawa i uważam, że nie tylko studenci kierunków medycznych powinni być w nią wtajemniczeni. Poza tym naprawdę zależy mi na coraz lepszym poznawaniu naszego organizmu i byciu w przyszłości mądrym lekarzem, a nie sfrustrowaną absolwentką uczelni medycznej, w której jedynym zadaniem było “wkuwanie na pamięć” i zapominanie wszystkiego po tygodniu…

Dlatego oprócz podróży, na nowym- starym blogu będą krótkie wpisy medyczne. Bez zawiłych opisów chorób, skomplikowanego słownictwa i niezrozumiałych treści. Chcę przemycić wam to, co wydaje mi się ciekawe i jednocześnie tłumaczy znane nam wszystkim zjawiska od ich zupełnych podstaw.

Myślę, że warto stawiać pytanie “dlaczego?” i szukać na nie odpowiedzi. Chyba wszyscy słyszeliśmy, że ruch i uprawianie sportu zmniejsza ryzyko cukrzycy i chorób serca. Ale dlaczego? Jak ruch wpływa  na poziom glukozy, skoro w cukrzycy problemem jest nie tyle sama glukoza, ale przede wszystkim insulina?

Bardzo chciałabym Wam pokazać jak złożony i fascynujący jest organizm człowieka. To, co działa w skali makro, tak naprawdę ma podłoże w pojedynczej, maleńkiej komórce. Czasami bardzo proste, a jednocześnie niesamowicie pomysłowe mechanizmy sterują funkcjami niezbędnymi nam do życia.

Jeszcze przez kilka lat nie będę lekarzem, ale to może właśnie najlepszy czas, aby przekazywać ciekawe informacje w prosty sposób, tak jak uczymy się tego teraz- od podstaw i w teorii.

Mam nadzieję, że etap, który jest przed nami, będzie ciekawy i dla Was, i dla mnie.

Będzie mi bardzo miło, jeśli nadal będziecie kontynuować ze mną tą blogową drogę, pomimo zmian jakie tu nastąpią.

Ja sama mam w sobie mnóstwo wątpliwości, ale wiem, że nie powinny mnie one zatrzymywać. Wierzę, że zmiany prowadzą do rozwoju i na każdej nowej drodze można się odnaleźć. Pomimo wielu obaw, ufam sobie. Swoją drogą to chyba najważniejsza rzecz, jakiej nauczyły mnie studia.

To co? Do zobaczenia na odświeżonym blogu? 😊

Ostatni turkusowy wpis