Międzygórze i poszukiwanie stada koni

Miał być wpis medyczny. Później wyjazdowo- górski.

A będzie kojący, jesienny, otulający wszystkie zagmatwane emocje.

Mam od jakiegoś czasu poczucie jakby moje uczucia były stadem koni, którym nagle ktoś otworzył drzwi stajni, więc rozbiegły się we wszystkich kierunkach i ani myślą zawracać.

Jeden galopuje po falujących zboczach i czuje wolność w grzywie. Inny dobiegł pod burzową chmurę i jeszcze skrył się pod drzewem… A następny wplątał się krzaki i szamoce bez skutku.

Międzygórze i poszukiwanie stada koni

To teraz jeszcze zawieśmy tą opowieść w Międzygórzu, maleńkiej wiosce w Kotlinie Kłodzkiej, gdzie spędziłam ostatni weekend. Chyba dosłownie “ostatni wyjazdowy weekend” na jakiś długi czas. Ale wolę na razie nie myśleć nad jego długością. Wiążę jednego buta, potem drugiego, zakładam czapkę i wychodzę. Jest tu i teraz.

Nad tym jak wygląda “tu i teraz” w Polsce też wolałabym nie myśleć. Dlatego najpierw poszukam koni.

Międzygórze i poszukiwanie stada koni

Międzygórze sprzyja poszukiwaniom w głąb swojej stajni, bo wokół panuje cisza. Jedynym szumem jest ten od potoku. Jedynym tłem dla domów- wodospady liści. Brak reklam, banerów, jeju, autentyczny świat jeszcze istnieje! Jak to dobrze gapić się na te liście, dymy z kominów, misterne zdobienia werand poniemieckich willi… Międzygórze już od XIX w. było miejscowością uzdrowiskową. Na Śnieżnik można było dostać się lektyką, a wokół centrum założono stawy z hodowlą pstrągów. Zagospodarowano teren wokół Wodospadu Wilczki, powstały wille w stylu alpejskim. To jednak nie zabiło uroku i kameralności tego miejsca. Nadal czuć spokój.

Naprawdę nie muszę wiedzieć za ile metrów wyrośnie mi Lidl przed nosem albo resort z jacuzzi.

Międzygórze i poszukiwanie stada koni

Mamy zatem pogubione gdzieś na wzgórzach konie oraz kojącą ciszę, która daje skupienie.

Wyruszam na szlak, z góry będzie większa perspektywa, być może wtedy rzuci mi się oczy jakaś grzywa lub echo przyniesie radosne rżenie.

Uwielbiam momenty, kiedy jedynym celem jest ścieżka przede mną. Radość z tego, że słońce na minutę oświetliło zbocze na przeciwko, a szlak zdaje się być tylko dla mnie. Dotarcie do schroniska, herbata z cytryną na szczycie.

Międzygórze i poszukiwanie stada koni

Szybko więc natykam się na pierwszego konia- Wdzięczność. Będąc w tak urokliwym miejscu, nie mogła schować się na długo.

Idziemy dalej i na spotkanie wychodzi nam Radość. Dookoła złota jesień, prognozy o deszczowej pogodzie się nie sprawdziły, a piątek zamiast nad książkami, spędzam tutaj.

Wyżej na szlaku leży śnieg, a ścieżka staje się potokiem. Idę pod prąd, omijając większe strugi wody i próbuję nie poślizgnąć się na kamieniach. Wtedy słyszę obok aż dwie klacze! Siłę i Determinację.

Bardzo często chodzą własnymi ścieżkami, ale na szczęście te ścieżki od czasu do czasu przecinają się z moją.

Kiedy docieramy do schroniska pod Śnieżnikiem, okazuje się, że szczyt jest jeszcze wyżej, podejście w obecnych warunkach zajmie 40 minut. Mimo, że książki zostały na biurku, w plecaku jest laptop, bo za półtorej godziny mam pisać zdalnie kolokwium. Plan zakłada, że wykorzystam do tego Internet ze schroniska. Postanawiam choć spróbować dojść na górę. Wtedy zza drzew wybiega wprost na mnie źrebię- Szaleństwo. Ruszamy dziarsko przed siebie, ale z czasem grzęźniemy w coraz większym błocie i śniegu. Strumienie wody płyną pod butami, podeszwy zapadają się w brei. Idziemy bardzo powoli. To wtedy przypominam sobie, że Szaleństwo ma przecież rodzeństwo. Nawet nie muszę nawoływać, samo pojawia się znikąd- Lęk.

Szaleństwo jest białe, lęk łaciaty. Na bieli malują się plamy wątpliwości, niepewności, paniki, zagubienia. Iść dalej czy nie? A jeśli nie zdążę na kolokwium? A jeśli pod szczytem będzie gorzej i będę obawiała się zejść (bo ja z tych co wola wchodzić niż schodzić w górach).

Idziemy tak jeszcze ileś metrów i zawracamy. Dołączają Rozsądek i Rozczarowanie.

Rozsądek rwie się pewnie naprzód, cieszy się, że już wracamy. Rozczarowanie łasi się i ociera, jakby chciało dotknąć nie tylko ubrania, ale też wnętrza.

W schronisku wszystko działa bez zarzutu, póki 5 minut przed testem nie gaśnie światło. Na szczęście po dwóch minutach się zapala, loguję się ponownie, zdaję test. Nie zdobyłam szczytu, ale Nadzieja przyłącza się do marszu, a ja czuję, że jeszcze tu wrócę. Wśród wielu polskich niestabilności, góry mam nadzieję, zostaną.

Międzygórze i poszukiwanie stada koni

Póki jestem na górze, do końca szlaku jeszcze daleko, najbliżej mnie idzie Wdzięczność, Radość, Nadzieja. Później przyłącza się Smutek, nie wszedł wysoko, ale do tej pory pasł się na łące przy szlaku. Czekał na mnie. Kiedy jestem już prawie przy miasteczku, Lęk nagle zrywa się i biegnie znów pod górę.

Gonię go, ale znika mi z oczu. Może ja też nie chcę wracać? Nie chcę wiedzieć, co tam na dole się dzieje, chcę tą kojącą przestrzeń, bezpieczną odległość od rzeczywistości. Powoli zapada zmrok, kiedy dostrzegam Lęk nad potokiem. Schodzę ze ścieżki, idę nad sam brzeg.

Zamykam oczy, chcę słyszeć tylko ten szum, żadnych myśli. Chcę się wyłączyć, zatrzymać.

Najpierw tę błogą ciszę przerywa prychanie Nostalgii. Chciałaby cofnąć czas aż do normalności, tak bardzo tęskni za tamtym światem i stanem. Uczę się uspokajać ją szybko, żeby nie zdążył dołączyć Smutek. Znów cisza i potok.

Po kilku minutach czuję na ramieniu ciepły oddech. Obok mnie stoi Akceptacja i Spokój.

Stoję tak z nimi i myślę:

To wszystko przeminie. Jak woda w tym potoku popłynie w dół doliny. Ludzie wybiorą różne szlaki, jedni wejdą na sam szczyt, inni zostaną w schronisku z herbatą. Góry i tak przyjmą każdego. Opadną liście, pojawią się nowe. Woda w potoku obija się o kamienie i wystające gałęzie, szuka swojej drogi. Może my też nie mamy innego wyboru?

Jeszcze nie raz zgubię wszystkie konie. Nie raz, nie będę potrafiła znaleźć Siły i Determinacji. Przegapię porę karmienia Wdzięczności. Zapomnę, że Radość nie lubi skomplikowanych diet, wystarczą jej najprostsze produkty. Lęk będzie chodził krok w krok za Szaleństwem. Smutek połasi się na zmianę z Rozczarowaniem. Być może urodzi się nowa klacz Beztroska, a Lęk za jakiś czas będzie żył bardziej odłączony od stada?

Wiem jedno- wszystkie te konie właśnie teraz muszę mocno przytulić. Jak te wszystkie pogubione emocje. Każda z nich jest moja, mieszka w tej samej stajni. Nie mogę zignorować jednej, a wielbić drugą. One wszystkie tworzą moje stado, ja postaram się tylko szczelnie zamykać drzwi.

Takie właśnie jest Międzygórze. Szlaków do szukania koni wam tam na pewno nie zabraknie. Mam też świadomość tego, że w najbliższym czasie mało kto będzie miał tak cudną przestrzeń do porządkowania myśli i zszarganych nerwów. Być może dla was tą przestrzenią będzie tłoczne centrum miasta i głośne okrzyki? A może zbyt cichy dom, w którym w stajni pozostanie tylko Lęk i Smutek?

Pamiętajcie, że inne emocje też są. Chowają się, uciekają, ale potrzebują naszego przytulenia.