Bardzo ważne rzeczy, które warto przeżyć w każdym roku

Dorosłe życie to nie sernik, życie w pandemii… Tym bardziej! 😛

Patrzę jednak na ten 2020 ciepłym spojrzeniem. Tak jak mama patrzy na dziecko, które zbiło najładniejszy wazon w domu, ale ma tak słodką i skruszoną minkę, że nie sposób się gniewać.

Nie chcę robić typowego podsumowania, ale postanowiłam podzielić się z Wami niektórymi wspomnieniami z tego roku, które teraz połączyły się w koślawą całość i właśnie z nimi chcę wejść w Nowy Rok. Może część z nich przemówi także do Was!

Nagłówki brzmią bardzo oklepanie, ale mam nadzieję, że ich treść nie okaże się aż tak banalna :P.

Warto robić rzeczy, które na pozór są zupełnie bez sensu i nieracjonalne

Chyba już tak mam, że czasami po prostu lubię wsiąść do pociągu i ruszyć przed siebie. To dla mnie zawsze magiczna chwila, nawet jeśli kamerka na żywo pokazuje zamieć, a budzik brzęczy o 4 rano. Całą historię możecie przeczytać tu: http://www.med.travel.pl/?p=2283 . Dzięki temu zamiast uczyć się kolejny dzień do sesji, pojechałam sama w Izery, pobyłam w zimie, spróbowałam biegówek i zyskałam jedno z najlepszych wspomnień tego roku!  A egzamin? Zdany, może nie na 5, ale czy za 10 lat będę to pamiętać?

We wrześniu poszłam z przyjaciółką na piknik. Planowałyśmy go pół roku, na kocu siedziałyśmy 5 minut! Były drożdżówki, soczki, serwetki i fotki! Tylko ludzie wokół jakoś dziwnie szybko opuszczali park, a niebo robiło się coraz bardziej granatowe… Przez te 5 minut zupełnie ignorowałyśmy sytuację, ciesząc się piknikiem, aż wreszcie zaczęło tak wiać i zacinać… gradem, że musiałyśmy to wyczekiwane wydarzenie w popłochu przenieść do domu.

Mówię Wam, bieg w gradzie bez żadnej odzieży ochronnej, z zapadanymi okularami i krzykiem na całe gardło to niesamowite uczucie! Całkowite poddanie się naturze to emocje, które warto przeżyć przynajmniej raz w roku!

Drugie zderzenie z naturą miało miejsce w lipcu, w czasie nocy pod namiotem w środku parku narodowego, kilkanaście kilometrów od większej cywilizacji. Odwiedził nas nieznany zwierzak, który fuknął gdzieś za ogniskiem i mimo, że bałam się niesamowicie, to cóż teraz mogłabym wspominać? 😉

W październiku natomiast zaplanowałam z rodzinką wyjazd w góry, ale moja uczelnia zaplanowała mi wtedy kolokwium. Nie wiedząc czy na szczycie Śnieżnika będzie Internet, a więc ryzykując niezdaniem, wyszliśmy za szlak z laptopem w plecaku i ruszyliśmy na górę. Międzygórze jesienią było bardziej niż piękne! Internet był, potem nie było prądu, 2 minuty przez kolokwium wrócił i prąd, a więc też Internet. Kolokwium na szczycie zdane, a wspomnienia? Znów bezcenne i do kolekcji tych najlepszych w 2020.

Warto robić rzeczy, które podpowiada nam serce, nawet jeśli mamy mnóstwo obaw i wątpliwości

Do Wietnamu leciałam dzień po sesji, w trudnym emocjonalnie czasie, zupełnie nieprzygotowana merytorycznie. A jednak Wietnam był jak sen. Musiałam go zacząć od kubeczka wina gdzieś nad Indiami i piosenek dodających otuchy. Ja- mała panierka wybrała się na drugi koniec świata, dzień po egzaminie, prawie w ciemno, z Mamą, dla której miała być przewodnikiem. Odczuwałam stres chyba już za wszystkie egzaminy w przyszłości. Nadal nie wiem, jakim cudem nie miałyśmy nigdzie żadnego opóźnienia, awarii, pogubienia. Wręcz przeciwnie. Przed lotem z jednego miejsca do drugiego, piłyśmy mrożone kawki, gapiąc się na ludzi. Zero stresu, hej przygodo! Jak ja kocham te nasze podróże.

W Wietnamie też odważyłyśmy się pojechać na wycieczkę skuterem, choć nigdy żadna z nas go nie prowadziła, a ruch drogowy jest tam delikatnie mówiąc chaotyczny. Przeżyłyśmy wspaniały dzień, docierając w miejsca, których nigdy nie poznałybyśmy korzystając z innych środków transportu.

Ledwie wróciłam z Wietnamu, a już jechałam dalej. Dla mnie wiosna zaczęła się w Dreźnie i Miśni. O 22 wieczorem  nagle zaczął się pokaz fajerwerków. Jak w Nowy Rok, jak na nowy początek. Są w życiu momenty, które wiesz, że po prostu chcesz mieć w swoim wewnętrznym CV. Nawet jeśli czujesz, że nie mają nic wspólnego z prawdziwym życiem, chcesz uwierzyć w bajki na poddaszu. Być obecnym tu i teraz. Zostawić za turkusowo- szarymi oknami wszystko.

Warto celebrować zwykłe chwile, bo mogą szybko okazać się niezwykłe i luksusowe

Zrozumiałam to najbardziej siedząc w domu na kwarantannie. Naprawdę nigdy nie sądziłam, że możliwość wyjścia do własnej kuchni i zabrania beztrosko jabłka z koszyczka to taki luksus. Moja kwarantanna zbiegła się akurat z rocznicą Powstania Warszawskiego, więc jeszcze bardziej poczułam, że nie mamy żadnego prawa oceniać decyzji tamtych ludzi.

Warto było pójść w styczniu do opery, w lutym na koncert, w marcu dwa razy do kina i na lekcje tańca. W życiu bym nie pomyślała, że później takie wyjścia będą niemożliwe.

Bardzo ważne rzeczy, które warto przeżyć w każdym roku

Warto było siedzieć w październiku po kilka godzin w kawiarni, aż do samego zamknięcia i cieszyć się tą chwilą, rozmową w gwarze, wnętrzem innym niż dom.

Warto było pojechać do Warszawy jesienią, odwiedzić te wszystkie muzea, nawet w maseczce. Móc obejrzeć wystawę, zjeść pierogi w lokalu, wybrać tamten wspaniały hostel z widokiem na samo Krakowskie Przedmieście.

Warto dbać o rozmowy i relacje

Jestem bardzo wdzięczna, że są w moim życiu osoby, z którymi mogę rozmawiać kilka godzin, choćby do rana! Że tematy tych rozmów dotyczą emocji, naszych wzajemnych przeżyć, życia. Dają siłę, koją, dodają inspiracji, pocieszają. W końcu tak naprawdę nikt z nas nie wie jak żyć i każdy jest czasem taką bezbronną kupką popiołu, którą jakaś dobra dusza musi zgarnąć.

Rozmowa ma naprawdę dużą moc. Kilka razy usłyszałam piękne słowa, że rozmowa ze mną kogoś uspokoiła, ukoiła albo właśnie podniosła na duchu i wyciągnęła z emocjonalnego dołka.

Prawdziwe przyjaźnie to jedna z najlepszych rzeczy, jakich możemy doświadczyć. Przyjaciel jest gotów dotrzymać towarzystwa oraz dać swoją obecność, kiedy znów się wywrócisz wprost do swojego życiowego błotka. I jeszcze ci powie, że błotko ma właściwości lecznicze i czasami każdemu do twarzy w brązie, więc nie ma się czym przejmować.

Zobaczyłam, że takie relacje potrafią trwać nawet na odległość i choćby z drugiego końca Polski zasilać nas ciepełkiem. Warto pisać listy, wysyłać paczuszki, planować, dzielić się emocjami i dobrymi słowami. Myślę, że właśnie takie gesty pozwoliły nam jakoś przetrwać ten czas.

Warto dać sobie czas i przestrzeń, czasami wziąć letni prysznic zamiast gorącego

Tu chcę wspomnieć zmianę nazwy bloga, tematyki, treści. Wiem, że z Waszej perspektywy nie dzieje się tu prawie nic, ale w mojej głowie dzieje się bardzo dużo. Pamiętam cudowną prelekcję podróżniczą, gdzie padło zdanie, że czasami nie widzimy możliwości, mamy ograniczoną perspektywę, boimy się zmian. Ale nadejdzie taki moment, kiedy wyjdziemy w tym swoim życiu na jakąś równinę lub wzniesienie, pojawią się wokół nas odpowiedni ludzie, spojrzymy na coś z innej perspektywy i poczujemy się gotowi.

Nadal nie wiem, czy dobrze zrobiłam, rezygnując z Życie w turkusie. Nadal też mam wiele wątpliwości, co do tego jak chcę dalej prowadzić bloga i czy w ogóle chcę.

Zauważyłam jednak ostatnio, że w tej życiowej układance pojawiło się w tym roku i może pojawi w przyszłym kilka takich puzelków, które zaczną do siebie coraz lepiej pasować. Wtedy pozostaje najtrudniejsza rzecz- zrobić z nich pożytek!

Czasami wielkich zmian dokonujemy z dnia na dzień, ale zazwyczaj one kiełkują w nas po cichu, nawet nieświadomie. Do pewnych decyzji, wyborów i kierunków trzeba samemu dojrzeć, w swoim tempie. Nie warto się zawsze ścigać, a tym bardziej do kogokolwiek dopasowywać.

Warto zapomnieć o ograniczeniach, schematach i opiniach

Kupiłam jesienią mój pierwszy kapelusz, bo zawsze o nim marzyłam, a wiedziałam, że ta jesień ze względu na lockdown nie przyniesie mi wielu innych przyjemności. I dla mnie ten kapelusz jest symbolicznym przełamaniem strachu przed wyróżnieniem się, posiadaniem własnego stylu, bycia trochę innym niż większość ludzi wokół.

W okresie świąt przeczytałam kilka książek i artykułów o ludziach, którzy podchodzą do życia nieszablonowo, potrafią wywierać realne zmiany, są gotowi ryzykować, żyją chwilą. Wiele inspiracji, dlatego nie podam tu konkretnych historii i postaci, ale sami na pewno macie wokół takie osoby.

Ja zamierzam z okazji nowego roku zrobić sobie listę inspirujących ludzi i postarać się zacząć żyć choć troszkę podobnie, ale nadal na swój sposób.

Warto było w tym roku poznać też inne oblicza samej siebie. Mam wrażenie, że każdy z nas siedzi nadal w tych swoich szufladkach, w których zamyka nas otoczenie lub my sami i w strachu przed rozczarowaniem boimy się nawet z nich wychylić. A jak już coś zrobimy, to potem patrzymy na siebie i myślimy: o wow, to naprawdę ja!

Doświadczyłam tego na przykład wtedy, kiedy po raz pierwszy morsowałam i nie zamarzłam, choć jestem totalnie ciepłolubna. Kolejny raz w grudniu podczas wchodzenia na Śnieżkę, w śniegu, wietrze i mgle, w moich pierwszych raczkach. Choć wyprawy górskie zimą to dla mnie baaardzo odległa perspektywa, a cały pomysł był bardziej niż spontaniczny. Oczywiście, że się bałam, miałam zaraz jakieś kolokwia, traciłam oddech co 10 metrów, wiatr mnie prawie przewracał i kilkanaście razy chciałam zawrócić. Jednak herbatka smakowała najlepiej właśnie na szczycie!

Szczyt Śnieżki 😉

Dlatego patrząc na ten rok cieszę się, że znów wydarzyły się rzeczy, które sprawiły, że moje życie jest niepowtarzalne i całkiem fajne, takie jakie zawsze chciałam, żeby było!

 

Ludzie mówią, że to czego poszukujemy to sens życia. Nie sądzę, abyśmy właśnie tego poszukiwali. Myślę, że poszukujemy raczej doświadczania życia.

 

A Wy czego ciekawego doświadczyliście w tym dziwnym roku? 😉