Jedzenie w Wietnamie- co warto spróbować?

Jedzenie w Wietnamie to jest zawsze przemiłe wspomnienie. Mimo, że czasami miałam pewne obawy, co do jedzenia “na ulicy”, to nigdy się na tym nie zawiodłam. Było kolorowo, aromatycznie, pysznie i tanio! A które smaki poleciłabym najbardziej przy okazji pobytu w Wietnamie?

 

Jedzenie w Wietnamie- co warto spróbować?

Po pierwsze, uliczne jedzenie!

Myślę, że uliczne jedzenie to nieodłączna część Azji i nie wyobrażam sobie mojej podróży bez tych straganików.

Można było kupić w nich wszystko, zawsze pyszne i świeże, choć dalekie od warunków sanitarnych, lodówek, zmywarek i innych wynalazków zachodnich cywilizacji.

Poniżej typowy “food track” z popularnymi kanapkami bhan mi. Choć to czasy z samego początku pandemii, to tam już prawie wszyscy nosili maseczki. Myślę jednak, że nie z powodu zagrożenia wirusem, którego wtedy w Wietnamie praktycznie nie było, a np. smogu. W Azji maseczki były popularne od dawna.

Mam wrażenie, że życie w Wietnamie toczy się głównie “na ulicy”. Wietnamczycy przesiadują na malutkich plastikowych krzesełkach przed knajpkami lub leżą w hamaczkach już od świtu. Domy często wychodzą wprost na ulicę i są całkowicie otwarte. Metr od chodnika, wewnątrz domu, bawią się dzieci, a dorośli oglądają telewizję lub robią karaoke. Do domu prowadzą duże otwarte bramy lub balkonowe okna. Knajpki działają tu od świtu do nocy. Ciągle jest ciepło, więc wszystkie są otwarte, wnętrze garkuchni przenika z przestrzenią miejską.

Warunki są skromne, rządzi plastik, ale nigdy nie spotkały nas żadne problemy żołądkowe, a jadłyśmy w ulicznych knajpkach codziennie. I niezależnie czy była to mrożona kawa, zupa pho, kanapka bhan mi to zawsze wiążą się z tym pyszne wspomnienia!

A nierzadko do kolacji można było posłuchać karaoke na żywo ;).

Nocne markety

Nocne markety to kolejny nieodłączny element azjatyckich miast. Ok. 17 kilka wyznaczonych do tego ulic zamienia się w jedną wielką jadłodajnię pod gołym niebem!

Rozstawiają się przenośne stragany, bucha para, tu coś skwierczy, tam bulgocze. Zmysły wariują od zapachów, kolorów, dźwięków. Co tu wybrać, czego by tu spróbować?

Można naprawdę wielu rzeczy, bo wszystko jest najczęściej podane w małych porcjach, tak aby można było skosztować wielu przysmaków w ciągu jednej kolacji!

Z mojego pobytu w Wietnamie najlepiej wspominam nocny market na wyspie Phu Quoc- pełen świeżych owoców morza! Wiele rzeczy jadłam wtedy po raz pierwszy, sprawdzając w Internecie, jak nazywa się to, co właśnie wylądowało na moim talerzu.

Jakich dań warto spróbować?

Zupa Pho

To jak nasz polski rosół. Tradycyjny wietnamski bulion, podawany z różnymi rodzajami mięs/krewetkami, makaronem ryżowym, ziołami (szczególnie obfitą porcją kolendry) oraz dodatkami w postaci papryczki chili i limonki. Czasami dorzucane są też kiełki i różne lokalne warzywa.

Zupę pho dostaniecie wszędzie, w ogromnym mieście i maleńkiej wyspiarskiej wiosce. Od niej zaczęłyśmy i skończyłyśmy pobyt w Wietnamie, spróbowałyśmy jej w każdym odwiedzonym miejscu.

Poniżej nasze dwa polecane miejsca:

  • W Can Tho (Delta Mekongu)

    Quán Phở 16, 16 Ba Tháng Hai, An Phú, Ninh Kiều, Cần Thơ, Wietnam

  • Ho Chi Minh

         Phở Số 1 Hà Nội, 19 Nguyễn Thị Minh Khai, Bến Nghé, Quận 1, Thành phố Hồ Chí Minh, Wietnam

Cena: ok. 80 tys. dongów (w granicach 15 zł, ale wiadomo można znaleźć tańsze i te droższe)

Jedzenie w Wietnamie- co warto spróbować?

Cao Lau

To tradycyjna potrawa Hoi An, czyli miasta w środkowym Wietnamie. Składa się z wieprzowiny podanej na makaronie ryżowym z dodatkiem wielu ziół. Makaron jest gotowany z wody obecnej w regionie, która ma podobno charakterystyczny smak, dlatego mimo, że potrawa przypomina nieco zupę pho stanowi jednak osobne danie. W odróżnieniu od zupy znajduje się w niej dużo mniej bulionu, który pełni funkcję sosu.

Jedzenie w Wietnamie- co warto spróbować?

Hot Pot

To danie zaczerpnięte z Chin, ale obecne w wielu miejscach w Wietnamie. W Can Tho mieszkałam nawet na ulicy Gorących Kociołków i rzeczywiście knajpy oferujące to danie znajdowały się na niej na każdym kroku.

Potrawę najlepiej spożywać w nieco większym gronie i przeznaczyć na posiłek więcej czasu niż na zwyczajne uliczne garkuchnie. Cała zabawa z hot potami polega na tym, że klient sam przyrządza sobie to danie z wcześniej zamówionej mieszanki składników. Oprócz nich jest wyposażony w kociołek, specjalny palnik i inne potrzebne akcesoria. Posiłek przypomina mini biesiadę i jest popularny zarówno wśród turystów, jak i lokalnych wietnamskich rodzin.

Owoce morza na Phu Quoc

Co ja tu będę dużo pisać. Nadal nie potrafię nazwać wszystkiego, co jadłam, ale polecam wszystko z tych straganików. Z roku na rok ceny owoców morza na Phu Quoc rosną, wyspa staje się niestety coraz bardziej turystyczna. Ale po przeliczeniu jest to nadal bardzo niska cena, jak na ceny owoców morza, jakie spotykamy w Polsce. Wszystko jest świeże, czasami zakup polega na tym, że klient sam wybiera rybę z akwarium przy straganie, a za jakiś czas dostaje ją na talerzu.

Mnie urzekali ludzie, których tam spotykałyśmy w ciągu każdego naszego wieczoru na nocnym markecie. Pamiętam małżeństwo, które przyrządzało u siebie smażone jajeczka z krewetką, brokułem i czymś w rodzaju paluszków krabowych. Na dworze upał, a oni od popołudnia do późnej nocy smażyli na stojąco dziesiątki tych jajeczek- na jedną porcję przypadało 6 sztuk.

Siedziałyśmy za ich straganikiem na maleńkich plastikowych krzesełkach, tak że kolana miałam pod brodą, a sos kapał mi wszędzie gdzie popadło i patrzyłyśmy się na tych ludzi, ich pracę, życie.

Ceny ze zdjęcia: 50 tys. dongów to niecałe 10 zł

Naleśniki Banh Xeo

Kolejne tradycyjne danie, które jednak nie wszędzie było łatwo dostępne. W Can Tho miejscowi jedli je w dość niecodzienny dla nas sposób, bo oni ciasto naleśnikowe traktowali jak “nadzienie”, owijając je w liście sałat i przekładając warzywami/mięsem.

Natomiast w Hoi An wszyscy jedli je już w europejski sposób, tyle że z wietnamskimi składnikami. Do naleśników często są też serwowane sosy- rybny i z orzeszków ziemnych.

Naleśniki przyrządza się z mąki ryżowej, dodając kurkumę dla charakterystycznej żółtej barwy. Są tłuste i chrupiące, ale jednak zupełnie inne niż znane nam naleśniki.

Komu kuchnia wietnamska może nie pasować?

Myślę, że kuchnia wietnamska będzie wyzwaniem dla wegetarian i wegan. Zazwyczaj każde danie jest z dodatkiem mięsa, ewentualnie owoców morza. Plus jest za to taki, że występuje też mnóstwo najróżniejszych, pysznych i stosunkowo tanich owoców.

Dania najczęściej mają dodatek ryżu lub makaronu ryżowego, jednak znalezienie warzywnego bulionu do zupy już może być trudne.

Sama nie jestem wegetarianką, więc pewnie patrzę na to bardziej krytycznie i może nawet nie zdaję sobie sprawy z opcji dla wegetarian, ale to moje subiektywne odczucie.

Przekąski i napoje

Kawa

Nie jestem miłośniczką kawy, a moja Mama nie jest miłośniczką słabej kawy z dużą ilością mleka. Ale ani my, ani inni którzy dzielili się z nami wrażeniami z Wietnamu, a też wolą raczej espresso niż latte, nie wyobrażamy sobie pobytu tam bez kawy.

Kawa wietnamska jest mrożona i słodka. Dodaje się do niej kondensowane mleko i dużo kostek lodu.

Jest pyszna i tania, dostępna w największej dziurze. Stawia na nogi, choć myślę, że bardziej przez orzeźwiający chłód oraz glukozę niż moc samej kofeiny.

Poniżej zdjęcie metalowego urządzenia do parzenia kawy. W ten pojemniczek nasypuje się kawę, zalewa wrzątkiem i czeka napój przefiltruje się do szklanki. Później wystarczy dodać lód oraz gęste mleko i gotowe!

Koktajle

Koktajle to kolejna nieodłączna część każdego dnia, a nawet pory dnia w Wietnamie.

W najtańszym miejscu duża szklanka (myślę, że ok. 300-350 ml) takiego koktajlu, np. ananas- mango kosztowała 2 zł.

Nie wiem ile litrów tych pyszności wypiłam, ale kocham dylematy życiowe, w których wybieram między połączeniem mango i ananasa, a papai i marakui!

Wietnam- co warto tam zjeść?

Owoce

Oprócz koktajli polecam też oczywiście same, świeże owoce. W lutym akurat trwał sezon na mango, ale ananasy, papaje, marakuje i liczi w niczym nie ustępowały mango :).

W Wietnamie spotkacie najczęściej te mniejsze marakuje z ciemną, fioletową skórką. Ja dopiero tam nauczyłam się, jak najwygodniej je jeść. Należy odkroić górną część, niczym wieczko, a kwaśny, chrupiący miąższ wyjąć łyżeczką.

Warto też spróbować nieznanych nam owoców. Longany są podobne do liczi, ale mniejsze. Smocze owoce zadziwiająco miękkie, a guava niepodobna do niczego, co jadłam w Polsce. No może jakiejś śliwki?

Dla odważnych nie zabraknie jackfruita, którego zapach porównywany jest do zgniłego mięsa. Jak dla mnie nie jest aż tak straszny, charakterystyczny, na pewno zorientujecie się, kiedy przejdziecie obok niego na straganie, że to on, ale da się wytrzymać.

Na targowiskach można zakupić także wiele suszonych owoców. Polecam szczególnie banany, niestety tylko w jednym miejscu znalazłam takie jedynie suszone, a nie kandyzowane.

W przypadku zakupu owoców należy się targować, bo ceny dla turystów są mocno naciągane.

Na przykład w Delcie Mekongu, gdzie właśnie plantacji owoców jest pełno, więc owoce powinny być tanie, były najdroższe. 1 kg mango kosztował nawet 70-80 tysięcy dongów (ok. 15 zł), a już na Wyspie Phu Quoc, np. 20 tysięcy dongów, czyli ok. 5 zł.

Banh Mi

Banh mi to pozostałość kolonii francuskiej, obecnie bardzo popularna wśród Wietnamczyków i główne danie sprzedawana w ulicznych straganach.

To bagietka wypełniona przeróżnymi składnikami, można powiedzieć, że to bogata kanapka. Jednak dzięki lokalnych dodatkom, przyprawom i sosom raczej nie kojarzy z europejską wersją. Może pochodzi z Francji, ale przez lata zyskała całkowicie wietnamski charakter.

Banh Mi też jadłyśmy wszędzie, gdzie zawitałyśmy, ale najlepsze były w Hoi An!

Tą knajpkę odwiedzić trzeba, jeśli przyjedzie się do tego miasta: 22 Phan Chu Trinh, Phường Minh An, Hội An, Quảng Nam, Wietnam

Wietnam- co warto tam zjeść?

To ta najlepsza knajpka w Hoi An 🙂

Ceny

Ceny są bardzo zróżnicowane, trzeba wiedzieć, kiedy i gdzie warto się targować. Oczywiście za pierwszym razem się tego nie wie, więc wszystko robi się “na czuja”.

Ja targowanie traktowałam jak wyzwanie i zabawę. Czasami wychodziło, czasami nie. Najlepiej targowało się w Sajgonie, na największym targowisku w mieście, z mnóstwem turystów.

Najgorzej w miejscach zupełnie nieturystycznych. Raz chyba z 20 minut pertraktowałam z panią sprzedającą arbuzy na środku jakiegoś skrzyżowania. Stała na zupełnym pustkowiu, więc nie wiem, kto miał oprócz nas kupić od niej te arbuzy, ale i tak nie zgodziła się na niższą cenę.

Na Phu Quoc za to trafiłyśmy przypadkiem na zupełnie nieturystyczne targowisko, przeznaczone jedynie dla miejscowych osób, wracających z pracy. I tam o dziwo nikt nie podwyższał cen po zobaczeniu turystek, wręcz przeciwnie pani częstowała mnie guavą prosto ze straganu, żebym sobie spróbowała zanim kupię, skoro nigdy jej nie jadłam i nie wiem czy będzie mi smakować.

Przekąskę kupicie za ok. 20-35 tysięcy dongów. To będzie coś na lunch/podwieczorek, np. banh mi czy porcja sajgonek albo kalmar na Phu Quoc.

Porządny obiad to już koszt 80- 150 tysięcy dongów (ok. 25 zł). Ale są miejsca, że i za 6 zł dostaniecie ogromną porcję jak na dwie osoby. Wiadomo, im bardziej turystyczne miejsce, tym drożej.

Kawa/ koktajl to koszt ok. 10-15 tysięcy dongów (2-5 zł).

 

Podobał Ci się wpis? Zajrzyj do innych postów z Wietnamu: http://www.med.travel.pl/?cat=80

Wietnam- co warto tam zjeść?