Cabo de Sao Vintente- mój kraniec podsumowań
Przylądek św. Wincentego to bardzo popularne turystycznie miejsce. Parkingi pękają w szwach. Klify zapełniają się ludźmi, chcącymi zobaczyć ten cud natury.
Zaczyna się… przepychanka o najlepsze miejsce, rozstawianie statywów i selfie sticków. Pewnie normalnie też bym tak zrobiła. Ale tym razem jest inaczej. To miejsce jest dla mnie czymś więcej niż punktem widokowym, symbolicznym końcem.
Gdyby Portugalczycy naprawdę uważali ten przylądek za koniec, pewnie nigdy nie poznalibyśmy Azji i Ameryki. Gdyby to było ostatnie miejsce do podziwiania zachodów słońca, nie moglibyśmy zachwycać się nimi na innych kontynentach.
To miejsce za każdym razem uświadamia mi, jak ważne jest nasze nastawienie. Traktujesz każdy koniec jak nowy początek? Jak szansę na coś lepszego, rozwojowego? Jak możliwość przeżycia nieoczekiwanych przygód i zebranie zupełnie nowych doświadczeń?
Kolumb wyruszył w swój najważniejszy życiowy rejs w zwykły dzień, zostawiając za sobą bezpieczną Europę. I w tak samo zwykły dzień odkrył nieznany kontynent, zmieniając na zawsze nasze pojmowanie świata. Koniec, początek. Twoja decyzja podjęta w zwyczajny dzień, który może całkowicie odwrócić bieg twojego życia, nadając mu nowy sens.
Jeśli jesteś na Algarve i myślisz, że zatłoczony kurort z malowniczą plażą ci wystarcza, odwiedź Przylądek św. Wincentego. Ten sam kraj, to samo wybrzeże, ten sam region…
A jednak przylądek zbudowany jest z innych skał niż pozostała część Algarve. A jednak panuje tam bardziej surowy klimat, zawsze wietrzna pogoda. Czuć surowość i potęgę oceanu, jakiej nie doświadczysz w przytulnym Carvoeiro czy Portimao, gdzie wybrzeże niczym nie różni się od tego śródziemnomorskiego. To tu uświadamiasz sobie swoją małość. Bezkresne, potężne fale, choć kojące kiedy na nie patrzysz, nie pozostawiają złudzeń, że nie miałbyś w starciu z nimi żadnych szans.
Przypomniałam sobie jak stałam na tym samym klifie jako dziewczynka. To miejsce pozostało takie, jak je zapamiętałam. Huk wiatru i fal, lekka mgła, czerwony dach najsilniejszej latarni morskiej w Europie. Zaczęłam się zastanawiać, co wtedy myślałam, na jakim byłam etapie i jakie zmiany zaszły w mojej osobowości. Potem pomyślałam w jakim punkcie swojego życia jestem teraz. Co zrobiłam, jakie decyzje chcę podjąć, czego tak naprawdę pragnę?
Już nie mogę się doczekać następnej wizyty. Kim będę, odwiedzając następnym razem to miejsce. Czy nadal będzie takie samo, abym mogła dostrzec tylko swoje zmiany i poczuć spokojną myśl, że coś na tym świecie jednak jest stałe. Że te wielkie, majestatyczne fale są nadal tak hipnotyzujące. A wiatr jest tak samo porywisty i nie znudził się ciągłym lotem nad krańcem Europy. Wtedy znowu się zatrzymam i sprawdzę samą siebie.
Myśl, że za tą rozległą wodą znajduje się następny ląd, a końca świata tak naprawdę nie ma, jest najlepszą zachętą do dalszych podróży. Niech miejsce, w którym możesz posłuchać samego siebie, zrobić podsumowanie sukcesów i porażek oraz przypomnieć sobie, do czego tak naprawdę dążysz, będzie stałą przystanią na twojej mapie świata. Twojego życiowego świata.