O Szwajcarii z przymrużeniem oka

Szwajcarię, choć poważną, punktualną, dystyngowaną, o miastach tak zadbanych i widokach tak idealnych, że ciężko od nich wzrok oderwać, powinno się jednak traktować z przymrużeniem oka. Bo Szwajcaria jest też specyficzna, bardzo niezależna i zupełnie inna niż pozostałe europejskie kraje. Trzeba do niej przywyknąć, oswoić po swojemu, zostawić jej margines na błędy i zawody…

W końcu czasem prócz zachwytu, można mieć dosyć bagietki, górskich przełęczy  i wciąż tego samego szyldu firmowego…

 
Krótka relacja z dystansem, o wzlotach i upadkach podczas podróży do Szwajcarii.

Kraj dla bogaczy?


To jedno z najczęstszych określeń Szwajcarii. Ja pojechałam tam z kieszonkowym wynoszącym zaledwie 50 franków, które miały mi starczyć na zakup prowiantu (poza śniadaniem) i ewentualnych pamiątek w ciągu siedmiu dni. W budżecie się zmieściłam, kilogramów za dużo chyba nie straciłam. Zdążyłam za to znudzić mój żołądek francuskimi bagietkami ze sztucznym dżemem, kabanosami o każdej porze dnia i nocy oraz pałkami z kurczaka z żółtym ryżem, które po prostu mało ważyły (w każdym szwajcarskim mieście znajdują się bary z tzw. “jedzeniem na wagę”). Tak więc, jeśli jesteście zdolni nieco swój żołądek nadwyrężyć, to bez problemu przeżyjecie, nawet z bardzo ograniczonym budżetem. Poza tym widoki i miasta rekompensują to nieurozmaicone jedzenie.

Jeśli chodzi o noclegi, to dobrym rozwiązaniem jest rezerwowanie ich za granicą francuską lub austriacką. Ceny niższe, a do Szwajcarskich atrakcji nadal niedaleko.

 

 

Migros wszędzie!

 

Wszechobecny “Migros” zdominował przemysł spożywczy, kwiatowy, gastronomiczny, restauracyjny, meblowy i Bóg jeden raczy wiedzieć jaki jeszcze. Jakby się człowiek bardziej postarał, to mógłby całe swoje życie urządzić, robiąc zakupy tylko w “Migrosie”. Jednak za bardzo narzekać nie można, bo jak na warunki szwajcarskie, ceny były tam i tak dość znośne. Także, czegokolwiek Wasza dusza by nie zapragnęła, na pewno sieć “Migros” spełni jej oczekiwania! Ja prawie każdego dnia korzystałam z taniego baru “Migros”, gdzie jedzenie kupuje się na wagę lub dobiera do wybranej wielkości talerza. Bardzo dobra opcja przy ograniczonym budżecie.

 

Komunikacja

 

Podróżowanie przez alpejskie przełęcze, równiutkimi jak stół autostradami, poprzez kilkukilometrowe tunele, po wyjechaniu z których człowiek nie wie czy lepiej chłonąć widoki, czy jednak sięgać po aparat i pstrykać tysięczną fotkę… ma też swoje minusy, szczególnie jeśli podróżuje się autobusem.

Bo niektóre tunele i wiadukty do wysokich autobusów są nieprzystosowane. Wtedy, po całym dniu górskiej wędrówki, kiedy marzysz już tylko o łóżku i prysznicu, okazuje się, że twój autobus jest o dwa centymetry za wysoki i musisz przeżyć jeszcze dwie godziny jazdy. Ale nie jazdy po równiutkiej jak stół autostradzie. Nie, nie, taka wygoda czeka w tunelu, na ciebie czeka zaś przełęcz 2000m. Prowadzi na nią kręta droga z tryliardem zakrętów, na których żałujesz, że zjadłeś niedawno swój prowiant i takimi przepaściami, że dziękujesz niebiosom za ciemność na zewnątrz. Kiedy już każdy współpasażer jest zielony lub fioletowy i nawet umilająca ten trudny czas komedia Allena nie pomaga, autobus zatrzymuje się- na wprost pionowej ściany, gdzieś wysoko w Alpach… Po piętnastu minutach oddychania świeżym powietrzem znów siedzisz w autokarowej puszce, by zjechać z tej przeklętej przełęczy… Niewykluczone też, że kilka godzin wcześniej zachwycałeś się nią, stojąc na Gornergradzie. To taka kwintesencja Szwajcarii…

 


(Kiedy docierasz do hostelu jest środek nocy. Zanim wtaszczysz do pokoju swój bagaż i położysz się wreszcie spać, dostaniesz jeszcze “ochrzan” od azjatyckiej współlokatorki, która przecież jutro rusza na górską wędrówkę w Alpy, a ty ośmielasz przerywać jej sen… )

Codzienne dylematy turysty w Szwajcarii


W każdy spacer po szwajcarskich miasteczkach koniecznie wliczone są odwiedziny w sklepie z czekoladą. Nieziemski zapach uzależnia i prowadzi na manowce. Nie masz pieniędzy, a chcesz spróbować czekolady… Tak właśnie przedstawiał się mój codzienny dylemat. Co więc należy zrobić? Oczywiście zamienić się na chwilę w smakosza czekolady, który w plecaku taszczy plik franków szwajcarskich i nie wie, którą czekoladę wybrać. W końcu smaków jest co najmniej kilkaset… Wtedy sprzedawczyni proponuje ci degustację, darmową oczywiście. Dostajesz czekoladę. Rozpływa się w ustach. Jednak nie wolno ci się nią zachwycić! Musisz czym prędzej pozbyć się wyrazu uniesienia z twarzy i odpowiedzieć pani, że zupełnie nie trafiła w twój gust, więc musisz się jeszcze zastanowić. Z resztkami tego czekoladowego nieba w ustach opuszczasz więc czekoladowy sklep i kontynuujesz swój poranny spacer. Proste? Proste, a jakie smaczne…

 

 

Ludzie


To kolejny temat, bardzo różnorodny pod względem językowym. Dzięki nim Szwajcaria staje się idealną szkołą na naukę trzech języków jednocześnie i to jeszcze w praktyce. Fantastyczne, nieprawdaż? Nawet w McDonaldzie masz szansę porozmawiać po francusku, angielsku i niemiecku. Idąc ulicą też nigdy nie wiesz, w jakim języku odezwie się do ciebie nowo spotkany człowiek. Szwajcarzy wbrew krążącym stereotypom wcale nie są tacy sztywni i zachowawczy. Wręcz przeciwnie. Nie bądźcie zdziwieni kiedy podczas zachwycania się berneńską starówką przyłączy się do was Szwajcarka w podeszłym wieku i zacznie sprowadzać cię na ziemię, przekonując, że życie w Szwajcarii wcale nie jest takie słodkie jak ich czekolada i proste jak wszechobecne autostrady… A jednak nigdzie indziej nie widziałam tylu luksusowych samochodów, a może raczej wehikułów przyszłości, które jak gdyby nigdy nic właśnie spadły z kosmosu i ustawiły się w korku. Być może to kolejny przykład na to, że szczęśliwe życie wcale nie zależy od zasobności portfela i obfitości udogodnień. 

Oprócz zwiedzania licznych zabytków, warto także zaobserwować codzienne życie mieszkańców. Najlepiej robić to o poranku, kiedy Szwajcarzy są w drodze do pracy. Nie wszyscy z nich posiadają w garażu wspomniane już “wyścigówki”. Niektórzy wolą zaczerpnąć z rana trochę świeżego powietrza i ubrani w garnitury suną chodnikami na… deskorolkach. Bardzo ciekawy to widok, niestety nie udało mi się go sfotografować (za szybko jechali :().

Cechą, którą u Szwajcarów bardzo chwalę, jest niewątpliwie przywiązanie do symboli narodowych. Turysta nigdy nie zapomni w jakim jest kantonie (jednostka administracyjna Szwajcarii). Wszędzie wiszą po dwie flagi- jedna szwajcarska, druga danego kantonu. Każdego dnia czułam się tam jakbym trafiła na  święto narodowe.

Muszę jeszcze wspomnieć o kulturze jazdy i szacunku w stosunku do pieszych- nie naczekacie się przy pasach za długo. To samo dotyczy także autostrad. Pomimo dużej liczby szybkich samochodów żaden kierowca nie przekracza dozwolonej prędkości, jednak za tym stoją już bardzo surowe kary.

 


Pamiątka ze Szwajcarii


Jeśli jesteście fanami pamiątek, to od razu spieszę z informacją: w Grecji wszędzie są oliwki, w Hiszpanii przewija się motyw byka, w Bułgarii jest różowo od różanych wyrobów, a w Szwajcarii? Tutaj spotkacie przede wszystkim… oryginalne, szwajcarskie scyzoryki Victorinox, sery oraz czekoladę. W ostatnich latach popularne stały się także wyroby drewniane, najczęściej zabawki. Najdroższe są oczywiście firmowe scyzoryki, ich ceny zaczynają się od kilkudziesięciu franków.


Szwajcaria jest bardzo różnorodna i dlatego wywołuje czasami sprzeczne uczucia. Jedno jest pewne- piękno alpejskich krajobrazów i bliskie odległości między poszczególnymi miastami, czynią ją bardzo dobrym pomysłem na krótki, wakacyjny wypad. Poza tym wychodzę z założenia, że zawsze to, co inne jest godne poznania i zrozumienia, więc podczas planowania urlopowych destynacji miejcie w pamięci Szwajcarię!