Projekt Podróżujące Maskotki!

Mogłabym zacząć ten wpis od zdania, że dawno, dawno temu w mojej głowie wykiełkował pomysł, aby połączyć dwie najbardziej pochłaniające mnie pasje, czyli podróże i rękodzieło w jedną całość…

W rzeczywistości prawda wyglądała nieco inaczej, bo ja chciałam po prostu pozostać w podróży, nawet kiedy codzienne obowiązki nie pozwolą mi wyskoczyć za miasto!

Do tego doszła ciekawość czy rzeczywiście zupełnie obcy ludzie, którzy nie będą znali mnie osobiście, a zetkną się przypadkiem z kawałkiem mojej twórczości w postaci małej, pluszowej zabawki, zechcą zaangażować się w wymyśloną przeze mnie ideę.

Tak właśnie ruszyła machina…

Maskotki szyję już od czasów szkolnych. Na początku dziergałam je ręcznie, co zajmowało mnóstwo czasu. Na 18-ste urodziny dostałam maszynę do szycia (!) i z przyjemnością zaczęłam ją wykorzystywać do maskotkowych celów!

Z czasem wpadłam na pomysł podróżujących maskotek. Są przecież akcje z zostawianiem książek w różnych miejscach dla innych podróżujących, słyszałam o blogerach, którzy naklejają w odwiedzonych miejscach naklejki z logo bloga albo rozdają spotkanym po drodze ludziom pocztówki ze swojego kraju.

Dlaczego ja nie mogłabym zostawiać w różnych zakątkach świata moich maskotek?

 

Idea podróżujących maskotek polega na tym, że przed każdą podróżą szyję pluszowe zwierzątko, które następnie zabieram ze sobą i zostawiam w miejscu wzbudzającym moje zaufanie. Maskotka czeka tam na kogoś, kto ją zauważy i zechce zabrać, a następnie zostawić w innym mieście lub kraju. Dzięki temu zabawka może się przemieszczać, poznawać kolejnych podróżników oraz zwiedzać nowe zakątki!

Szybko stwierdziłam, że sama maskotka nie wystarczy, bo wtedy ktoś po prostu ją zabierze dla siebie jako darmowy prezent i cała idea pójdzie na marne…

I jeszcze miejsce, w którym będę maskotki zostawiać… Musi tam być dużo turystów, ale jednocześnie takich, którzy będą otwarci na tego typu inicjatywy.

Przygotowania

 

W końcu stworzyłam kilku zdaniową notatkę po angielsku o tym kim jestem, jak na imię na maskotka i o co chodzi w tym projekcie. Dołączyłam do niej także adres specjalnie utworzonego maila, aby otrzymywać powiadomienia i zdjęcia, gdzie dana maskotka dotarła. Wydrukowałam ją na malutkim kawałku papieru, podkleiłam od tyłu karbowany kartonik, założyłam ochronną folię, przywiązałam sznureczek i przypinka była gotowa.

Zdecydowałam też, że maskotki będę zostawiać w “wspólnych pokojach” w hostelach, w których bywa dużo młodych podróżników z różnych krajów. To takie pomieszczenie, z którego może korzystać każdy gość, najczęściej jest tam komputer/ telewizor, kanapa, biurko i półki z książkami. Taka przestrzeń do zawierania nowych znajomości, odpoczynku albo załatwiania formalnych spraw przez Internet.

I jeszcze forma kontaktu między mną a osobą, która maskotkę przejmie… Przecież muszę wiedzieć, gdzie one zawędrują i czy w ogóle ruszą się z miejsca…

Z początku w notatce zostawiałam maila i adres strony bloga na Facebooku. Później zostawiłam sam adres mailowy. Jak na razie się sprawdza, więc modyfikacji nie planuję.

Podejście pierwsze- Portugalia

 

Wszystko było technicznie gotowe, do rozwiania pozostały jeszcze moje wewnętrzne obawy… Pomysł choć wydawał się fajny, był jednak nieco szalony, żeby nie powiedzieć naiwny. Czy naprawdę komuś będzie się chciało zabierać ze sobą zabawkę, robić jej zdjęcie, a potem pisać maila do obcej osoby z Polski? Dużo łatwiejsze byłoby zabranie maskotki do domu albo zignorowanie pomysłu po przeczytaniu notatki.

Nie przekonasz się, dopóki nie spróbujesz…

W czerwcu 2017 pojechałam na 10 dni do Portugalii. Pierwsze trzy dni spędziłam w przytulnym hostelu w samym sercu Porto. Od razu poczułam, że skoro mam się odważyć i ruszyć z projektem, to miejsce jest idealne dla pierwszej podróżującej maskotki. Była nią czarna kotka Kate z różowymi dodatkami. Ostatniego poranka podeszłam do recepcji i zapytałam pani czy mogę zostawić koło starej maszyny do pisania maskotkę. Opowiedziałam jej o moim pomyśle i otrzymałam reakcję, jakiej bym się w życiu nie spodziewała…

Entuzjazm, radość, ciepło, a co najważniejsze zgoda! Zawsze wiedziałam, że moje maskotki wywołują uśmiech i sympatię, obdarowałam nimi już wiele osób, ale nie oczekiwałam takiej dawki pozytywnych emocji od obcej osoby w hostelu.

Miesiąc później otrzymałam wiadomość, że Kate jest w Madrycie! W następnym tygodniu odwiedziła Barcelonę i zaraz potem znów wróciła do Madrytu. Dziewczyna, która ją wzięła pochodziła z Brazylii. W grudniu dostałam maila, że kotka przebywa w Zurichu. Richard, który z nią podróżował przyjechał do Europy z USA razem ze swoją dziewczyną. Przed Zurichem rozdzielili się, bo on wracał już do domu, a ona pojechała jeszcze na chwilę do Anglii. W mailu napisał, że Kate spadła mu jak z nieba, bo bez swojej dziewczyny czuł się w Europie nieco samotny, a ta mała maskotka dodała mu otuchy. Co więcej Kate wystąpiła także w jego podróżniczym vlogu!

Kolejne podróże i maskotki

 

Do tej pory w podróży jest 5 maskotek. Oprócz Kate uszyłam kukułkę, krokodyla, ośmiornicę i pieska. Wszystkie są całe, zdrowe i przebywają na terenie Europy. Kukułka trafiła do Kopenhagi, niestety zostawiłam ją w nieodpowiednim miejscu i nie dostałam na razie żadnej wiadomości, ale za to wywołała falę entuzjazmu u recepcjonistki 😀 i została umieszczona w honorowym miejscu pod wielkim lustrem w hotelowym lobby.

Krokodyl Marcus pojechał ze mną do Włoch. Zostawiłam go w hotelu w Dolomitach przed śniadaniem. Zanim zjadłam, on zdążył podbić serduszko małego dziecka i zniknął z recepcji. Przemiła pani, która w rozmowie pochwaliła się, że odwiedziła nasz kraj i ma w Polsce przyjaciół, powiedziała mi, że Marcus pojechał z pewną rodziną w dalszą drogę po Włoszech.

Ośmiorniczkę Carmen zawiozłam do Madrytu. Znów zabrakło mi czasu na znalezienie dla niej fajnego hostelu, w moim niestety brakowało odpowiedniej przestrzeni, aby ją zostawić, bo był zbyt malutki.

Aktualizacja: czerwiec 2019: Ośmiorniczka Carmen jest w Japonii!!! Opis całej historii tutaj: http://www.med.travel.pl/?p=1816.

Dwa tygodnie temu, w czasie wycieczki rowerowej po Jurze towarzyszył nam czerwony piesek Max. Dzielnie znosił wszelkie niedogodności, leżąc potulnie w żółtej sakwie. Po pięciu dniach dotarł do Krakowa. Zostawiłam go w hostelu, w którym zatrzymałam się w maju. Byłam tam jedyną Polką, miałam więc nadzieję, że szybko zainteresuje się nim jakiś pozytywnie zakręcony cudzoziemiec.

I miałam rację! Zaledwie tydzień później otrzymałam maila i zdjęcia Maxa z Kopenhagi i Malmo. Mauricio obiecał znaleźć dla niego dobre schronienie, a sam ruszył w dalszą drogę!

   

W sierpniu do maskotkowej ekipy dołączył jeż Ben. Jego historię znajdziecie tutaj:  http://www.med.travel.pl/?p=1998

Prezent, jakiego nie oczekiwałam

Nawet nie wiecie, ile radości sprawia mi otrzymywanie wiadomości o moich maskotkach, każdorazowe otwarcie maila, poznanie kolejnej historii. Wykonanie każdej z nich zajmuje kilkanaście godzin i zawsze wkładam w to część mojego serca. Nie potrafię tak po prostu uszyć maskotki, automatycznie się do niej przywiązuję, zastanawiam się, gdzie pojedzie i kogo zaciekawi.

Reakcji jakie wywołuje mała, pluszowa zabawka też nie da się opisać. Spotkałam się jak dotychczas z mnóstwem ciepła i szczerego entuzjazmu oraz ani jedną odmową. Tylko w Madrycie pan z recepcji podszedł do pomysłu sceptycznie.

Oczywiście nie o każdej maskotce dostałam wiadomość. Jednak i tak nie zamierzam się poddawać. Od początku brałam pod uwagę tą mniej optymistyczną wersję, że nie każdej maskotce będzie dane podróżować. Ale z drugiej strony nie przypuszczałam, że coś, co powstało pracą moich rąk może komuś umilić samotną podróż, zostać pokazane we vlogu z podróży albo opuścić dane miejsce wcześniej niż ja sama! I dla takich wiadomości oraz emocji warto te maskotki robić!

Ach i jeszcze dla poczucia, że jestem w niekończącej się podróży! Bo przecież w każdej maskotce jest cząstka mnie, która wraz z nimi przemierza Europę. Kiedy dostaję kolejnego maila, czuję się jakbym tam z nimi była i odkrywała świat. Dzięki maskotkom poznaję także ludzi z odległych kontynentów, których raczej ciężko byłoby mi spotkać w Polsce, nie podróżując.

Na własnej skórze ( tej maskotkowej też oczywiście 😉 ) przekonałam się, że ludzie są otwarci, przyjacielscy i serdeczni. Że jednak jest ktoś, kto chce zrobić coś bezinteresownie, dołączyć się do idei kogoś innego. Bez tych ludzi mój pomysł nigdy by się udał. I choć wiem, że nikt z nich raczej nie przeczyta tego wpisu, to i tak muszę tutaj wyrazić moją wdzięczność!

podróżująca maskotka

 

Maskotki mówią ci: Próbuj!

A wy? Macie w głowie jakieś szalejące pomysły, aby zacząć coś nowego? Nie bójcie się odważyć zrobić coś niepowtarzalnego, nawet jeśli z boku wydaje się naiwne i nie warte zachodu. Ja wiem, że moje szczęście po otrzymaniu kolejnych maili i możliwość mentalnego podróżowania z pluszakami są warte tych kilku godzin spędzonych przy maszynie.

Trzymajcie się ciepło i spełniajcie marzenia, na pewno znajdą się osoby, które wam w tym pomogą! A ja, no cóż… Zbliża się kolejna podróż, więc czas na nową maskotkę!

Może macie pomysły na jakieś konkretne zwierzątko? Napiszcie mi w komentarzu, bo mam dylemat, co wybrać ;).