Lizbona na retro fotografiach

Niewiele jest miejsc w Europie tak autentycznie zatrzymanych w czasie, do złudzenia przypominających scenerię z kostiumowych filmów.
Lizbona o wersję retro prosiła się sama. Zapraszam was więc do fotogalerii, która powstała współcześnie, ale przedstawia lizbońską atmosferę jak z lat 30-tych ubiegłego wieku.

Czemu wybrałam akurat ten okres? Sprawdźcie sami…

Pomimo, że okres międzywojenny nie był dla Portugalii łaskawy politycznie, obecnie jest uważany jako najbardziej wartościowy pod względem artystycznym.

To wtedy tworzył najbardziej uznany portugalski poeta- Fernando Pessoa. Urodził się w Lizbonie i tam spędził całe swoje życie. Nie było po co opuszczać rodzinnego miasta, skoro w dzielnicy Chiado znajdowało się wszystko czego potrzebował. Architektura oddziałująca na wyobraźnię i aromatyczna kawa przywożona wprost z południowoamerykańskich kolonii, którą delektował się w kawiarni Brasiliera. 

Poeta towarzyszy turystom do dziś, pewnie nie tylko jako rzeźba, ale także duch odbijający się jak światło w wielu witrażach i naściennych lustrach.

Pessoa po portugalsku znaczy “osoba”. To chyba przeznaczenie dla kogoś, kto reprezentował rozwój kulturalny swojego kraju na mapie dwudziestowiecznej Europy. Poeta tworzył w trzech językach- oprócz ojczystego także po francusku i angielsku.

Niewielu wie, że jest autorem przewodnika po Lizbonie dla turystów z zagranicy. Zapiski w formie luźnych kartek zostały znalezione i opublikowane po jego śmierci. Ciekawe, ile miejsc z propozycji tego sławnego lizbończyka znajduje się w dzisiejszych przewodnikach…

Pod koniec lat dwudziestych powstała także legendarna linia tramwajowa- 28. Łączy cmentarz Prezeres z Martim Moniz. Kto by przypuszczał, że stworzony jedynie w celach funkcjonalnych, aby zastąpić konie w górzystej części miasta i ułatwić mieszkańcom komunikację z dzielnicami położonymi nad Tagiem szlak, kilkadziesiąt lat później będzie oblegany przez turystów z całego świata, chcących doświadczyć na własnej skórze przejażdżki żółtym tramwajem… 

Lizbona urzeka widokami na Tag widzianymi ukradkiem ze stromych ulic, wypalanymi od setek lat azulejos i falującymi mozaikami empedrados, jednak najbardziej oczarowuje placami, na które trafia się przypadkiem i zostaje zawsze dłużej niż się początkowo przypuszczało.

I ci ludzie, którzy pozostali tam, gdzie żyli od zawsze… Choć mogli sprzedać mieszkania w kamienicach Alfamy i wynająć je za krocie przyjezdnym. A jednak zostali, żyją jak ich przodkowie, kultywując stare, katolickie tradycje święta.

Fado jest jedną z nich. Narodziło się podobno z szumu oceanicznych fal i smutnego śpiewu żeglarza. Bo w Portugalii chyba wszystko ma swój początek na morzu…

Jednak gdyby nie Amalia Rodrigues fado sączyłoby się tylko w ciemnych zakamarkach lizbońskich zaułków. Amalia, obdarzona nietuzinkowym głosem, postanowiła fado przedstawić światu. Ten zaś zachwycił się nie tylko portugalską muzyką, ale także samą artystką. I tak powstała kolejna lizbońska legenda, mająca początek pod koniec lat trzydziestych…

Choć minęło kilka dekad, na ulicach Lizbony panuje wciąż ta sama atmosfera. Zakłady golibrodów nie są czynne na pokaz albo od święta. Sklepy z suszonym dorszem to nie wystylizowane lokale czekające na fotografów. Portugalczycy traktują tą rybę jak Polacy schabowego.

Prawda, że retro klimaty pasują do Lizbony? Życzę wam, abyście przy okazji wizyty w tym mieście poczuli jego ducha przeszłości.