Polska południowo-wschodnia: aktywna trasa na 10 dni

Pamiętacie mój wpis o sielskich wakacjach w Bieszczadach, spędzanych na leniuchowaniu nad brzegiem Soliny? Muszę Wam zdradzić w sekrecie, że był to tylko krótki przerywnik w objazdówce po Polsce południowo-wschodniej! 


Kiedy narodziła się moja podróżnicza pasja, a domowa mapa świata przestała być dekoracją, ale skupiskiem marzeń i planów, postanowiłam, że zanim wyruszę w daleki świat poznam dobrze własny kraj. Bo fajnie tak będąc gdzieś daleko pochwalić się swoją ojczyzną, opowiedzieć co nieco. A że jestem ambitnym niecierpliwcem i “w świat” mi się spieszy, to i Polskę zwiedzam bardzo intensywnie.

W tym poście przygotowałam praktyczny opis aktywnej objazdówki po województwach: świętokrzyskim, lubelskim i podkarpackim- zapraszam!

Nie będzie listy miejsc, które TRZEBA zobaczyć, ilości pokonanych kilometrów (bo tyle miejsc zwiedziliśmy “na spontana” odbijając “na chwilę” od głównej trasy, że nie warto liczyć) czy opisów zabytków, bo te czekają w przewodnikach. 

Znajdziecie za to praktyczne informacje, miejsca według mnie są warte zobaczenia i anegdotki z podróży, gdyż tych nigdy dość!



Dzień I: “Przeszłość przyszłości” do źródła miłości

 Puławy – Nałęczów – Kazimierz Dolny

Na temat Puław słyszałam wiele, czy to na lekcjach historii czy w życiu codziennym. Jednak ich sława przeminęła już ładnych parę dekad temu, a szkoda, bo miejsce ma potencjał. Dodatkowym minusem jest fakt, że Pałac Czartoryskich nie jest otwarty dla turystów.

W Nałęczowie spróbujcie leczniczej wody, jednak najpierw upewnijcie się, że bierzecie ją z odpowiedniego źródła. Mój wrodzony talent to robienia wielu rzeczy na opak poskutkował metalicznym posmakiem w ustach, bo spróbowałam wody z.. fontanny (skąd miałam wiedzieć, że na dnie były pieniądze?!)

A Kazimierz? Sami zobaczcie widok z Góry Trzech Krzyży: fioletowo-morelowe niebo, złota Wisła i uśpione miasteczko jak na dłoni… Wejście na tą niewymagającą trasę znajduje się na ul. Zamkowej.  I choć miejsce kryje smutną historię, to atmosfera nastraja pozytywnie.

Taki widok na koniec dnia to ja mogę mieć codziennie!


Góra Trzech Krzyży o zachodzie słońca



Dzień II: Wśród spichlerzy i kogutów z ciasta

Kazimierz Dolny – Janowiec


W Krakowie są precle, a w Kazimierzu koguty– pyszne i pożywne, w sam raz jako prowiant na wycieczkę do Janowca. Znajdują się tam ruiny zamku z rozległą panoramą oraz kila drewnianych dworków. Dostaniecie się tam mini promem (ja płynęłam “Celiną”), koguty natomiast zakupicie w Piekarni Sarzyńskiego przy ul. Nadrzecznej. Godziny rejsów promów są skoordynowane z kursami kolorowej i hałaśliwej kolejki, która podwozi turystów pod same ruiny zamku. Wycieczka do Janowca trwa ok. połowy dnia.

Widok z Janowca


Sam Kazimierz jest malutki, ale za to jaki klimatyczny, a takiego zagęszczenia galerii malarskich w Polsce to ja jeszcze nie widziałam. Polecam też odwiedzić pięknie urządzoną herbaciarnię “U Dziwisza” (ul. Krakowska). 

Widok z promu na Kazimierz od strony Janowca


Dzień III: Może lody dla ochłody?

Sandomierz

Recepta na sandomierskie upały i ciekawe zwiedzanie:

1. Podziemna trasa turystyczna– nie tylko można się ochłodzić, ale także poczuć dreszczyk emocji, słuchając legendy o dzielnej o Halinie Krępiance (początek trasy przy ul. Oleśnickich- koniec w Ratuszu; bilety warto kupić kilka godzin wcześniej)

2. Lody z zielonej retrolodziarni przy Rynku to taki słodki akcent Sandomierza. Przygotujcie się na pyszne orzeźwienie i długie kolejki!

3. Wycieczka melexem o zachodzie słońca- ostatni kurs około 20-stej kosztuje mniej, a jest bardziej klimatyczny. Warto wybrać trasę przez Wąwóz św. Jadwigi oraz odnowione, wiślane nadbrzeże z promenadą i przystanią.

4. A kiedy zapadnie zmrok wybierzcie się na urokliwy spacer w kierunku ceglanego Ucha igielnego. W dzień warto pójść kawałek dalej przez planty i zobaczyć gotycki kościół św. Jakuba. 

Jeden dzień na Sandomierz w zupełności wystarczy, choć z przyjemnością tam powrócę.

Skąpany w słońcu i (upale) rynek w Sandomierzu

Dzień IV: 

Sandomierz – Baranów Sandomierski 

Sandomierskie atrakcje skutecznie kusiły, dlatego przed dalszą drogą zwiedziliśmy jeszcze Rycerską Zbrojownię (chyba jednak wolę bardziej kobiece atrakcje, ale wielbicielom średniowiecza polecam). 

Z Sandomierza mieliśmy jechać prosto w Bieszczady, ale… przy drodze stał zachęcający drogowskaz: “Zamek w Baranowie Sandomierskim– 30 km”… Jak można było nie skorzystać? I tak o to zwiedziliśmy wnętrza tej pięknej, renesansowej budowli. 

Zwiedzanie tego “małego Wawelu” odbywa się wyłącznie z przewodnikiem i trwa ok. godziny. 

Renesansowy zamek w Baranowie Sandomierskim


Dzień V, VI, VII: Sielsko i anielsko nad Soliną

Zawóz – Polańczyk – Myczkowce – Terka (Sine Wiry)

Co do Bieszczad mieliśmy ambitne plany, bo któż by nie chciał zobaczyć tych dzikich, smaganych bieszczadzkim wiatrem połonin, zdobyć najwyższą Tarnicę czy  stanąć na trzech granicach jednocześnie na Krzemieńcu? 

No właśnie, chcieliśmy i my, ale przy ponad czterdziestostopniowym upale nie odważyliśmy się. Pozostało zatem mniej wyczynowe zwiedzanie okolicznych miejscowości, opalanie się nad bajkową Soliną i trekking szlakiem Sinych Wirów, jak nazwano rezerwat nad rzeką Wetliną. Przejście szutrową drogą, wśród polnych kwiatów i kolorowych motyli,  aż do przełomu Wetliny zajmuje ok. 1,5 godziny.

Pozostałe wycieczki i atrakcje opisałam w poście  “Sielsko i anielsko w Bieszczadach“. 
.


Rzeka Wetlina
Widok z zapory solińskiej


Dzień VIII: W stronę wschodu słońca i pereł renesansu

Przemyśl – Krasiczyn – Zamość –  Lublin

Jadąc z Bieszczad zaplanujcie więcej czasu na “przydrożne” atrakcje. Należą do nich piękny, choć mało znany Przemyśl oraz odrestaurowany zamek w Krasiczynie z rozległym ogrodem i jeziorem. 

Zamek w Krasiczynie- front


Zamek w Krasiczynie- dziedziniec


Wspominając przejazd przez Lubelszczyznę, która słynie z owocowych plantacji, przypomniała pewna historia:

Od poranka minęło już dobre parę godzin, a my jechaliśmy i jechaliśmy przez kolejne zakątki Polski południowo-wschodniej. Znużeni upałem zgadywaliśmy co trochę rodzaj kolejnych plantacji, bo to, że piwo wyrabia się z chmielu każdy wie, ale plantację tej rośliny nie każdy widział… Aż w końcu trafiliśmy na ciągnące się aż po horyzont uprawy… malin. A że była połowa sierpnia i zbiory trwały w najlepsze, postanowiliśmy się zatrzymać. Piętnaście minut później cali szczęśliwi i umorusani  wieźliśmy na kolanach zakupiony koszyk pełen malin. Prosto z lubelskiej plantacji! Prawdziwy rarytas dla zmęczonych podróżników!

Lubię wschodnie miasta. Mają w sobie spokój, niewymuszony urok, niepowtarzalny klimat. Są nieco zniszczone, nie takie “idealne” jak zachodni bracia, ale posiadają w sobie coś, co zachęca do powolnej włóczęgi. Na takie niespieszne spacery świetnie nadają się Lublin i Zamość! 

W Lublinie warto obejrzeć Stare Miasto, które nie kamufluje swojej historii, ale pokazuje autentyczne, choć odrapane oblicza kamienic. Na posiłek polecam “Pyzatą Chatę” (ul. Okopowa). Pyszne jedzenie, niskie ceny i pełny żołądek gwarantowane!

“Złoty” Lublin z widokiem na Wieżę Trynitarską


Do Zamościa watro udać się późnym po południem i wejść na szczyt dzwonnicy zamojskiej katedry, skąd “polska perła renesansu” prezentuje się w pełnej krasie!

Na parterze ratusza znajduje się punkt informacji turystycznej, gdzie znajdziecie ciekawe fakty dotyczące kolorowych kamienic otaczających rynek. Warto odwiedzić także Rynek Solny i synagogę. 

Kolorowe kamienice na rynku w Zamościu

Dzień IX: Piknik z czartami

Roztocze

Nieznane Roztocze okazało się przyjazne i dobrze przygotowane pod turystykę, przede wszystkim pieszą oraz rowerową. Z powodu ograniczonego czasu wybraliśmy malowniczą i łatwą trasę “Czarcie Pole” w Roztoczańskim Parku Narodowym, o długości ok. 1,5 km.

Na nocleg polecam gospodarstwa agroturystyczne w Suściu, To dobra baza wypadowa, szczególnie dla tych, którzy pozostają tam dłużej.

A co oprócz tego warto zobaczyć? 

Dla miłośników architektury kościół pw. św. Jana Nepomucena “na wyspie” w Zwierzyńcu, a dla lubiących zwierzęta- symbol Roztocza, czyli koniki polskie.

Następnym razem chętnie wybiorę się też na spływ kajakiem, np. rzeką Tanew lub Wieprz.

Więcej ciekawych i przydatnych informacji o Roztoczu znajdziecie na stronie: www.roztoczewita.pl

Roztoczański Park Narodowy


Dzień X: Miłe zaskoczenie na koniec podróży

Roztocze – Kozłówka

Często piszę, że podróże zaskakują. Jednak odkrywczym stwierdzeniem nie jest, że codzienne obowiązki też lubią o sobie przypomnieć…

– Skracamy pobyt.
– Ale co z Kozłówką? Nie możemy jej ominąć!
– Musimy być w domu najpóźniej jutro, a nie mamy żadnego noclegu na dziś…
To przenocujemy w pałacu!

Ostatecznie skończyło się na Gościńcu w sąsiedztwie kompleksu, jednak w stylu równie pałacowym. Na skutek małego obłożenia trafił nam się pokój z kilkumetrowym sufitem i wanna z hydromasażem! A o poranku zwiedzanie… zamku :)!
Z powodu prac konserwatorskich zostały wprowadzone limity w zwiedzaniu, więc bilety warto kupić wcześniej.

Pałac Zamoyskich w Kozłówce
Zabudowania towarzyszące

Polsce południowo- wschodniej mówię do zobaczenia, ale na pewno nie do widzenia, bo skrywa w sobie prawdziwe architektoniczne i przyrodnicze perełki! A może macie jakieś inne ciekawe miejsca, które ominęłam, a warto je zobaczyć?