Spaceruj po Gdyni i… bądź uważny!

Żadnego miasta nie da się chyba poznać lepiej, niż przemierzając je na piechotę. Spacerując, masz szansę odkryć najciekawsze zakątki, niezauważalne z środków komunikacji zakamarki. W Gdyni, co prawda nie ma ścisłego Starego Miasta wyłączonego z ruchu samochodów, więc teoretycznie w każde miejsce można dojechać. Ale po co, skoro na drodze co krok czekają same niespodzianki?
 
Poniżej pokażę Wam taką Gdynię, jaką podczas kilkudniowych spacerów udało mi się uwiecznić.
 

Mam pewien nawyk początkującego fotografa-amatora, który po przyjeździe do jakiegoś miejsca robi zdjęcia każdego napotkanego i potencjalnie wartego uwiecznienia obiektu. Sytuacja nasila się szczególnie, kiedy wiem, że mój czas jest mocno ograniczony…

 
 
Po przyjeździe do Gdyni wyglądało to właśnie tak jak powyżej, czyli zdjęcia wszystkiego na szybko. Na szczęście po zjedzeniu pierwszego gofra uświadomiłam sobie, że zostaję tu na dłużej…
 
To już zdjęcie w następnym dniu.
 

 

Przyjechałam do Gdyni pociągiem, więc automatycznie byłam “skazana” na trolejbusy oraz własne nogi, które w podróży najczęściej włączają siódmy bieg i prawie się nie męczą :).

 

 
Spacerowałam więc od rana do wieczora. Czasami do bardzo późnego wieczora, kiedy wpatrując się w gdyńskie światła odbijające się w morzu, traciłam poczucie czasu albo bardzo wczesnego ranka, kiedy pierwsze promienie słońca nie pozwalały mi dłużej spać i kazały szybciutko opuścić pokój.
 
Dzięki temu uchwyciłam Gdynię w różnych porach dnia:

 

 

 

 

Dłuższy pobyt w jednym miejscu pozwala na powolne  i dokładne odkrywanie różnych zakamarków, dostrzeżenie nowych perspektyw czy wykorzystanie zmiennych warunków światła.
Gdynia do takich eksperymentów fotograficznych nadaje się idealnie: 
 
Poniższe zdjęcia przedstawiają najbardziej rozpoznawalny i najwyższy kompleks budynków Gdyni, czyli Sea Towers z kilku różnych perspektyw.

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Bałtyk też wtrąca swoje trzy grosze, obdarowując mnie codziennie inną pogodą. Raz oglądam Gdynię przygniecioną grafitowymi chmurami, kiedy indziej moknę do suchej nitki, przemierzając Świętojańską w poszukiwaniu piekarni, a następnego dnia podziwiam ją już ze statku, całą skąpaną w promieniach słońca…

 

 

 

 

Z takim widokiem śniadania lepiej smakują 🙂
 


Podczas gdyńskich spacerów zdarzają się też śmieszne sytuacje, których pewnie nie doświadczyłabym jadąc , np. trolejbusem. Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie widok “normalnych wózków dla psów”, które w dodatku zaczynają szczekać kiedy nieplanowany postój trwa za długo jest zjawiskiem niecodziennym :P.

 
 
Na koniec zostawiłam sobie sztukę uliczną. Choć Gdynia nie skończyła jeszcze 100 lat, pełno w niej różnego rodzaju pomników. 
 
Moim ulubionym jest oczywiście pomnik “Marzyciela”, nazywanego przez niektórych “Dyrygentem fal”, zanurzony w wodach zatoki, ale warto odwiedzić też innych kamiennych mieszkańców Gdyni.
 
Na Pl. Kaszubskim czeka na Was nie kto inny jak Antoni Abraham– działacz kaszubski, obrońca kaszubskiej tożsamości, członek Armii Hallera, nazywany często “Królem Kaszubów”.
 
W pobliżu siedzi kamienna “Para Kaszubów na ławce“. Miejsce nie jest przypadkowe- naprzeciwko wznosi się ich dom. Do dziś zamieszkany jest przez potomków małżenstwa Scheibe. Na prośbę Elżbiety Jakub dobudował dodatkową kondygnację z widokiem na morze, aby żona wiedziała kiedy wracał z połowów.